Dlaczego jechać na... Open'er

Dokładnie tydzień temu zapowiedziałem, że wezmę się za tworzenie specjalnych przeglądów dotyczących tegorocznych festiwali muzycznych w Polsce. Dlaczego? By pokazać ludziom, że nie powinno się patrzeć jedynie na główne dania i zespoły napisane największymi literami na plakatach. Czasem naprawdę warto po prostu znaleźć chwilę wolnego czasu i przesłuchać artystów, którzy pojawiają się na danym festiwalu. I zapewniam Was, że w praktycznie każdym przypadku znajdzie się powód, dla którego właśnie Wy powinniście się na to wydarzenie wybrać.

A od czego zaczynamy? Od zdecydowanie największego tego typu przedsięwzięcia w Polsce, czyli Open'era. Festiwal ten zaliczył w tym roku chyba rekordową ilość komentarzy pełnych narzekania na line-up. Czy słusznie? Moim zdaniem - zdecydowanie nie. Bo choć, owszem, zagrają tu radiowe gwiazdki pokroju Toma Odella, line-up Open'era zawiera w sobie o wiele ciekawsze rzeczy. Co na przykład?


Dźwięki z pazurem

Dużo osób zarzuca tegorocznemu Open'erowi rzekome przerzucenie się na rap i elektronikę, z porzuceniem z kolei klimatów bardziej rockowych. Błąd? A jakżeby inaczej. Jednymi z głównych propozycji festiwalu są przecież w tym roku choćby Kasabian, The Libertines czy The Vaccines. 


Cóż - te zespoły akurat mnie jakoś wielce nie interesują, ale i ja znalazłem sobie dawkę koncertowego pazura do posłuchania. Wpadnę na pewno na show ciągle zachwycającego Modest Mouse, a do tego chętnie sprawdzę, czy pod sceną kocioł zrobi się podczas gatunkowego miszmaszu od Enter Shikari. Całkiem przyjemne wydaje mi się także granie ekipy Eagles of Death Metal. Poznałem ich właśnie dzięki Open'erowej zapowiedzi, a ich Foo Fightersowe przygrywki naprawdę potrafią się spodobać.


A to jeszcze nie koniec interesującej muzyki z rockowymi powiązaniami! Postaram się być także na koncercie Kodaline, czyli grupie indie rockowych zamulaczy, którzy ciągle śpiewają o miłości, ale robią to naprawdę przyzwoicie (więcej pisałem o nich TUTAJ). No i jest jeszcze kolejna ekipa, której muzyką zainteresowałem się właśnie dzięki zapowiedzi ich występu na Open'erze - Alabama Shakes!


Czarne klimaty

Trzeba jednak przyznać, że rzeczywiście wyjątkowo dużo rapu w tym roku pojawi się na Open'erze. Przede wszystkim mowa o headlinerze, czyli Drake'u, który zastąpił zapowiedzianego wcześniej Kendricka Lamara. Dla mnie jest zamiana świetna, bo nie dość, że na Kendricku już byłem (i nie było to z perspektywy czasu jakieś hitowe show), to na dodatek zagra on w sierpniu w Krakowie. A Drake? Dla przypadkowych osób pewnie będzie to "komercyjne ścierwo". Dla wielu polskich fanów czarnego rapu jest to jednak zapewne najważniejsze show tego roku.



A Drizzy to przecież nie jedyna porcja amerykańskiego rapu na Open'erze. Gwiazdorsko wpadnie do Gdyni również A$AP Rocky, który na pewno pogra trochę kawałków ze swojej nowej, bardzo dobrze zapowiadającej się płyty. No i jest jeszcze coś - ekipa RATKING. Mało się o nich mówi w kontekście Open'era, chyba szczególnie dlatego, że w Polsce są oni bardzo słabo znani. Jednak niewątpliwie warto przesłuchać ich kawałki, bo chłopaki odwalają kawał naprawdę dobrej roboty.


Określenie "czarne klimaty" nie odnosi się jednak wyłącznie do rapu. W zdecydowanym top 3 wyczekiwanych przeze mnie koncertów Open'erowych jest bowiem jeszcze jedna gwiazda Afroamerykańska - D'Angelo. Jeśli jeszcze nie wiecie, kim jest ten muzyczny geniusz, koniecznie klikajcie TUTAJ i zakochajcie się w jego twórczości, póki macie jeszcze okazję wybrać się na jego koncert.


Pierdolnięcie

Jest rockowanie do pogo, jest rap do machania łapami. A co z typowymi bangerami do poskakania i cieszenia japy? Też będą! I to w naprawdę różnorodnym wydaniu! Na początek radiowa gwiazda, która praktycznie każdego zaraża energią - Major Lazer. Na jego show można wpaść bez znajomości choćby jednego kawałka, a i tak zabawa będzie bardziej niż przednia.



Co jeszcze? Chociażby The Prodigy, które zniszczy nam membrany uszne i skatuje nasze nogi przez wymuszanie ciągłego skakania. Poza tym duet Disclosure - ich "Latch" spowoduje prawdopodobnie jedną z największych ekstaz tłumu podczas całego Open'era. Ach, no i wreszcie chyba moi faworyci, czyli popieprzony i fantastycznie dziwaczny skład Die Antwoord!


Na klubowo


A skoro jesteśmy już przy elektronice, nie można nie wspomnieć o paru mniej znanych artystach, którzy przekształcą Open'era w imprezę rodem z najlepszych zagranicznych klubów. Tu zdecydowanie na przód wysuwa się Kaytranada, czyli fantastyczny producent, znany już nie tylko ze swoich świetnych remiksów, ale i współpracy z licznymi gwiazdami amerykańskiej sceny muzycznej.



Klimaty klubowe podtrzyma także choćby George Fitzgerald, a coś od siebie dorzuci również polska reprezentacja. Będzie projekt HV/Noon, będzie też chociażby projekt Martyny Kubicz, MIN t, który niewątpliwie doceni każdy fan minimalistycznej elektroniki.

Znane i lubiane

Wreszcie pora na artystów, których jakoś trudno mi było podporządkować do wcześniejszych kategorii, ale łączy ich jedno - są znani i przez wielu niesamowicie lubiani. Wspomnianego Toma Odella delikatnie odsuńmy na bok, zamiast tego wspominając bardzo ważną dwójkę tegorocznego Open'era: Cheta Fakera i Flume. Oboje z Australii, współpracujący ze sobą już nie raz. Podobno mają wykonań wspólne kawałki na jednej scenie - taka okazja może się już w naszym kraju nie powtórzyć!



Co poza nimi? Ostatni ulubieńcy radiostacji, czyli, po pierwsze, energetyczna ekipa Years & Years oraz autor wielkiego hitu o chodzeniu do kościoła, Hozier. Tego drugiego raczej będę unikał, natomiast, jeśli czas pozwoli, na tych pierwszych chętnie się wybiorę. Żeby się dobrze pobawić przy luźnej, wesołej muzyce - ot co.


No i jeszcze jedna propozycja z tej kategorii - Jose Gonzalez. To może być najbardziej senny koncert na całym Open'erze, ale mimo wszystko miło byłoby usłyszeć tak przyjemną dla uszu muzykę na żywo. Może tak puścić Jose na scenę o 4 nad ranem, coby ludziom do snu przygrywał?


Bardziej offowo


Wreszcie pora na udowodnienie, że tegoroczny Open'er to nie tylko mainstreamowe grajki dla gimnazjalistów. Do bardziej offowego grania, które niekoniecznie każdy musi pokochać, można zaliczyć właściwie już wspomnianego wcześniej D'Angelo. A co poza nim? Choćby Jonny Greenwood wraz z London Contemporary Orchestra. Uwspółcześniona muzyka klasyczna (jakkolwiek może to abstrakcyjnie brzmieć) od członka Radiohead, który współpracował z samym Pendereckim? Must-see, must-hear!



Poza tym - prawdopodobnie jeden z najbardziej wyśmiewanych zespołów offowych ostatnich miesięcy. O kim mowa? Oczywiście o Swans. Czy krytyka wobec ich muzyki jest usprawiedliwiona? O tym zadecydować już musi każdy sam. Skoro będzie okazja, ja sam chętnie sprawdzę, czy wytrzymam na ich specyficznym koncercie choćby pół godziny.


I jak? Dalej ktoś uważa, że Open'er to jednogatunkowy szit, który myśli tylko o fankach Toma Odella? A to przecież nie koniec artystów na tym festiwalu! By odkryć kolejne interesujące zespoły, trzeba już jednak samemu zagłębić się w line-up. I pamiętajcie - główny plakat nie zawiera nawet wszystkich zagranicznych artystów. "... and many more" na jego końcu jest zdecydowanie adekwatnym określeniem.

5 komentarzy:

  1. https://www.youtube.com/watch?v=w-YSLJ0txY4

    OdpowiedzUsuń
  2. A właśnie, skąd wziął się hejt na Swansów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę mówić za wszystkich, ale wydaje mi się, że po prostu z założenia, iż ich muzyka jest trochę... pseudoartyzmem? Czasem trochę takie wrażenie odnoszę.

      Usuń
    2. Pierdolenie, hejt na Swans oczywiście wywodzi się z tego, że po powrocie rozmienili się na drobne gdy spojrzysz na ich pierwsze płyty i fanów dopadł syndrom 'skończyli się na kill 'em all', połowa zaczęła krzyczeć po The Seer, druga połowa po To Be Kind, po prostu razem krzyczą głośniej. Powszechnie uważa się, że poszli na łatwiznę i Gira nie jest już takim super genialnym tekściarzem (no do chuja, to jest post-rock, jeden z niewielu gatunków które grają same za siebie), inni jednak przyczepiają się do nadmiaru chaosu, jeszcze inni do po prostu gorszego brzmienia. No nie wiem, zostawcie mnie, tak czy i naczej o pseudoartyźmie nie było mowy, przynajmniej nie na zagranicznych serwisach po których się szwendam. W Polsce to ogólnie ten hejt chyba jest głównie prowokacją/lemingowaniem.
      Pozdro chłopaki, rzucam w was schabowymi w ramach pozdrowień.

      Usuń