Boże Narodzenie? W maju?! Gdy na seans zaprasza festiwal Off Camera, odmówić nie wypada. Tym bardziej, że ja świąteczne filmy wprost uwielbiam. No i dodajmy do tego wszystkiego jeszcze fakt, że "Christmas, Again" to kolejny amerykański indie, czyli rzecz klimatycznie mi bardzo bliska. Jeszcze długo przed seansem byłem pewien, iż film niejakiego Charlesa Poekela mi się spodoba. I cóż - wizyta w kinie tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziła.
Już sam tytuł tej produkcji wskazuje, że nie mamy do czynienia z typowym świątecznym hiciorem. "Christmas, Again" można by było bowiem przetłumaczyć w naszym kraju na coś w rodzaju "Znowu te święta...". Boże Narodzenie nie jawi się tu więc jako radosny, piękny okres. Nie każdy bowiem ma się z czego cieszyć.
Noel od pięciu lat sprzedaje w tym samym miejscu w Nowym Jorku choinki. Marznie na nocnej zmianie przez dwanaście godzin, by potem przeżyć dzień na spaniu i wypadzie na basen. W tym roku jest jednak jeszcze gorzej niż zwykle - nie pracuje z nim już bowiem jego dziewczyna, z którą jakiś czas temu się rozstał. Pozostaje mu więc samotne życie w przyczepie kempingowej. To zakłócone zostaje tak naprawdę tylko jednym wydarzeniem - spotkaniem na parkowej ławce nieprzytomnej dziewczyny.
Love story? Nie do końca. Jego przebiegu można się jednak w jakimś stopniu domyślić, choć wielkimi schematami mimo wszystko nie uderza. Uwagę zwraca natomiast cała reszta fabuły, która potrafi bardzo mocno trzymać w napięciu, choć przecież całe grudniowe życie głównego bohatera to po prostu sprzedawanie choinek. A jednak - jest coś wyjątkowego w obserwowaniu przychodzących do niego kupców. Wielu z nich wygląda podejrzanie, jakby zaraz mieli stać się jednymi z postaci ze strasznych historii, opowiadanych sobie przez sprzedawców choinek.
Obawiałem się, że "Christmas, Again" może jednak przez swoją formułę całkowicie umknąć od tego charakterystycznego, świątecznego klimatu. Na szczęście gdzieś tu mimo wszystko czuć tę unoszącą się woń Bożego Narodzenia. Chociaż nie ma śniegu, chociaż brakuje tych wszystkich wielkomiejskich bajerów świątecznych, coś tu jednak tworzy ten lubiany przeze mnie klimat. Może to, że gdzieś z tego smutku wyłania się jednak w paru momentach bożonarodzeniowa radość i wyjątkowość tych grudniowych dni. Może fakt, iż wszyscy tu gadają o tych świętach, robiąc to jednak w taki prawdziwy sposób - nie zawsze z hurraoptymizmem, nie zawsze pełni radości na myśl o kupieniu choinki
"Chrismtas, Again" nie jest najbardziej pozytywnym filmem, jaki możecie sobie wyobrazić, ale mimo wszystko wyłania się z niego jakaś taka magia świąt, która wrzuca na uśmiech twarz. Wychodząc z kina totalnie umknęło mi z głowy, że jest początek maja i spodziewałem się ujrzeć na zewnątrz ulice Krakowa zasypane śniegiem, a przy samym wyjściu poczułem coś jakby powiew zimowego powietrza.
I choć moim wyobrażeniom daleko było do rzeczywistości, i tak puściłem sobie świąteczne piosnki Frania Sinatry i uśmiechałem się, idąc przez Planty i podśpiewując sobie "Let it snow, let it snow, let it snow...".
0 komentarze: