Gdy pierwszy raz usłyszałem o tym, że powstaje "Gotham", byłem więcej niż wniebowzięty. Uniwersum Batmana sprzed pierwszej akcji Batmana w postaci serialu? Dajcie mi to od razu! Jako że Nietoperz jest moim ulubionym superbohaterem ze wszystkich, jacy kiedykolwiek powstali, na pierwszy odcinek czekałem z wypiekami na twarzy. A gdy wreszcie go dostałem...
"Gotham" to historia słynnego komiksowego miasta w wersji, która dość rzadko poruszana jest nawet w komiksach ze świata DC. Wszystko jednak zaczyna się tak, jak zawsze - Bruce Wayne idzie uliczką ze swoimi rodzicami, którzy zostają zastrzeleni przez przypadkowego złodziejaszka. Tym razem nie trafiamy jednak od razu po tym do dorosłego świata dziedzica najważniejszej rodziny w Gotham, ale pozostajemy w tych samych czasach, gdzie rozpoczęliśmy naszą przygodę.
Widzimy więc początki zmagań Bruce'a z otaczającym go światem i ludźmi mu nieprzychylnymi. Jak zwykle jego pomocnikiem na tej drodze jest Alfred, kamerdyner rodziny Wayne'ów. Co warto od razu zaznaczyć - lokaj jest jedną z najlepiej zagranych postaci w całym serialu. W sporym stopniu różni się od swych odpowiedników z części komiksów czy filmów - zamiast bezbronnego, siwego starca, mamy bowiem do czynienia z weteranem wojennym, wyglądającym chyba bardziej badassowo niż jakakolwiek inna postać w "Gotham". Sean Pertwee, który wcielił się w Alfreda, zdecydowanie dał radę i pokazał prawdziwą klasę.
Ale "Gotham" to nie wyłącznie historia opowiadająca genezę powstania Batmana. Ba - nie jest to nawet najważniejszy wątek w całym serialu. Tematem wiodącym w "Gotham" jest bowiem historia Jima Gordona, którego większość z nas kojarzy jako komisarza policji w fikcyjnym mieście. Tutaj jednak detektyw dopiero zaczyna swoją wielką karierę w metropolii, szybko zderzając się z korupcją i wrogością wobec jego chęci poprawy sytuacji w GCPD. Sam Gordon jest niestety w "Gotham" trochę zbyt nieskazitelną postacią, przez co wydaje się mało ludzki, ale grający go Ben McKenzie daje radę i udaje mu się naprawić część błędów scenariusza.
Ciekawszą postacią jest natomiast partner Jima, Harvey Bullock. Zdaje się być on bardziej rozdarty między klasycznymi, skorumpowanymi działaniami Gotham City Police Department, a dobrodusznym podejściem Gordona. Szkoda tylko, że zrobiono z niego trochę takiego pomagiera Jima i nie pozwolono jego postaci na rozwój z prawdziwego zdarzenia. Może uda się to naprawić w drugim sezonie.
A skoro już skorumpowana władzy wchodzi w grę, musi się w "Gotham" znaleźć miejsce dla kogoś, kto by takiej policji potrzebował. Mamy więc do czynienia z wojną gangów, za którymi stoją dwaj bossowie mafijni: Falcone i Maroni. W armii tego pierwszego stoi także jeszcze jedna istotna postać dla całego serialu: Fish Mooney, czyli wyjątkowo zadziorna kobieta, która radzi sobie w twardym biznesie lepiej niż większość jej męskich odpowiedników.
Wciąż jednak nie jest to koniec wątków w "Gotham". Serial okazuje się być smaczkiem dla fanów Batmana w szczególności dlatego, że zawiera w sobie całą masę originów postaci, jakie znamy z serii o Nietoperzu. Najmocniej widać to w przypadku świetnie zrealizowanego Oswalda Cobblepota, szerzej znanego jako kultowy Pingiwn. Podobnie jak Jim, on również dopiero zaczyna swoją karierę w Gotham, i choć jest wyśmiewany oraz pogardzany, każdy dobrze wie, jak daleko nasz kiwający się bohater zajdzie w przestępczym światku miasta. Tak jak już wspomniałem - Pingwin został opracowany i zagrany wręcz fenomenalnie przez Robina Lorda Taylora, co potwierdzą Wam nawet najbardziej ortodoksyjni fani uniwersum Batmana.
Myślicie, że to koniec fabularnych dygresji? Nic z tych rzeczy! Mamy jeszcze przecież na przykład młodziutką Selinę Kyle, czyli przyszłą Catwoman. Grająca ją Camren Bicondova ma dopiero 15 lat, więc powiem może jedynie tyle, że jej wyluzowanie na ekranie przedstawia ją w naprawdę dobrym świetle i szczerze liczę na to, że "Gotham" będzie dobrym startem dla jej wielkiej kariery.
Jeszcze jednym istotną postacią, jest - co mnie dość zaskoczyło - Edward Nygma, znany z serii o Batmanie już jako Człowieka-Zagadka. Postać zagrana przez Cory'ego Michaela Smitha okazała się być tą, której rozwój w kolejnym odcinkach "Gotham" jest najbardziej widoczny, przez co dostajemy genezę Riddle Mana z prawdziwego zdarzenia. Szczególnie ostatnie odcinki pierwszego sezonu serwują nam prawdziwą metamorfozę Nygmy, stając się czymś zdecydowanie większym niż mrugnięciem do zagorzałych fanów Batmana.
Przyznać więc trzeba, że świat w "Gotham" naprawdę obfituje w elementy, które fanom Batmana wręcz nakazują ten serial oglądać. Co jednak z pozostałymi osobami? Cóż - im przygody Jima Gordona i reszty mogą już nie przypaść do gustu. Dlaczego? Bo finalnie "Gotham" okazuje się być po prostu... średniakiem.
Poza tym - jest tu przede wszystkim trochę błahych zagrań i kiepskich dialogów. Krótko - momentów, w których widz się śmieje z absurdu sytuacji, co raczej nie jest pozytywną rzeczą dla twórców. Chyba trochę bardziej negatywnie do pisania tego tekstu podchodzę po finale "Gotham", który okazał się być tak naprawdę taką kumulacją wielu błędów, jakie popełniają scenarzyści serialu.
Wiele jest rzeczy, jakie należałoby poprawić w tej produkcji. Ona nie jest nudna - co to, to nie. Zwyczajnie zwykle przynajmniej parę razy na odcinek na twarzy widza pojawia się krzywa mina z powodu głupoty niektórych dokonań twórców "Gotham".
Dlatego też - na razie jest to, moim zdaniem, swoisty must-watch wyłącznie dla fanów Batmana. Niekoniecznie tych największych, znających wszystkie komiksy na pamięć. Jeśli Wasza zajawka na Nietoperza nie kończy się na trylogii filmowej Nolana i kojarzycie takie postaci jak Poison Ivy, Killer Croc, Mr. Freeze czy Deadshot, możecie po "Gotham" spokojnie sięgać. Jednak przypadkowe osoby nie mają tu raczej czego szukać, bo wartość tego serialu to w dużej mierze to całe "puszczanie oczka" do fanów słynnego uniwersum.
Drugi sezon "Gotham" dostał jednak zielone światło i mam nadzieję, że zdąży on jeszcze naprawić poziom tego show, zmieniając go ze średniaka w naprawdę dobrą rzecz, która nie będzie już wyłącznie must-watchową ciekawostką dla Batfanów. Czekam więc na kolejne odcinki, bo bawiłem się nieźle, choć jest wiele innych, bardziej wartych uwagi seriali na rynku.
Czego się jednak nie robi dla Batmana, prawda?
Czego się jednak nie robi dla Batmana, prawda?
Przed obejrzeniem serialu nie widziałem żadnego filmu o Batmanie, po obejrzeniu sieknąłem sobie trylogię Nolana (mocno średnia jak dla mnie, ale ja się na filmach nie znam) i trzy komiksy, a mimo to odczuwałem z oglądania serialu olbrzymią przyjemność. Bo albo ja widzę w Gotham coś, czego w nim nie ma, albo to wszyscy inni są ślepi (czyli zapewne opcja numer jeden) - taka prezentacja bohaterów może wydawać się chaotyczna, ale jest kwestią konsekwentnie realizowanego zamysłu, który na pierwszy plan wyciągnąć ma to, co tak naprawdę tworzy bohatera tytułowego, czyli ani Jima Gordona (który jest głównym bohaterem w ujęciu klasycznym, bo to na nim koncentruje się akcja i wydarzenia orbitują wokół niego), ani Bruce'a Wayne'a, a samo miasto. Miasto zaś nie jest tworzone przez mniej lub bardziej liniową fabułę, a właśnie przez jego mieszkańców, zaś miasto toksyczne, którego chyba najbardziej rozpoznawalnym popkulturowym symbolem jest właśnie Gotham, musi być sumą postaci doszczętnie skrzywionych. No i tam, gdzie wszyscy dopatrujecie się zmarnowanego potencjału, ja widzę po prostu koncept, przesunięcie siły ciężkości. Jasne, nie każdemu przypadnie takie coś do gustu, szczególnie zaś odwróci się publika przyzwyczajona do liniowej fabuły i proceduralnego schematu, ale ja bym nie deprecjonował samego zabiegu, artystycznie mooocno świeżego, pozwalającego jednocześnie zachować popkulturalność klimatu, ale stworzyć też coś niecodziennego, oryginalnego wręcz. No, chyba że tego zabiegu nie ma, a takiej wersji nie mogę wykluczyć ;)
OdpowiedzUsuńAleż taki zabieg oczywiście jest i wydaje mi się, że nawet twórcy w jakimś wywiadzie o tym mówili. Ale też nie jest to jakiś wielce oryginalny pomysł, ani tak dobrze wykorzystany, jak Ty o tym piszesz (moim zdaniem, oczywiście). Tym bardziej w kontekście wszystkich możliwych historii Batmana, z których część również w dużej mierze skupiała się na okropieństwie Gotham.
UsuńAno bardzo możliwe, iż przeceniam oryginalność pomysłu (po prostu nigdy wcześniej nie spotkałem się z nim w serialu) oraz jego wykorzystanie. Tak jeszcze na marginesie - mi się niezwykle podobał finał, był całkowicie chaotyczny i szalony, kompletne odwrócenie wcześniejszego obrazowania, o wiele bardziej statycznego i powolnego. Ja lubię takie kontrasty.
UsuńOj, dla mnie większość tego sezonu była niesamowicie chaotyczna (w negatywnym sensie), tylko tuż przed finałem wszystko na chwilę zwolniło, co jedynie podkreśliło, jak wiele różnorodnych rzeczy (w dużej mierze absurdalnych) scenarzyści upchnęli w tym finałowym epku. Mi to przypominało trochę ostatni odcinek serialu, który został skasowany i twórcy musieli upchnąć wiele różnych historii w jednym epizodzie, by nie pozostawić większości rzeczy niedopowiedzianych.
UsuńNo i chuj, po 5 sezonie można obiektywnie stwierdzić, że zostaliśmy obdarowani genialnym serialem.
OdpowiedzUsuń