Kalwaria

Obecnie sytuacja chyba się trochę uspokoiła, ale jeszcze parę miesięcy temu polskie media co chwilę wałkowały temat księży pedofilii. Zresztą źle wpływały tym na społeczeństwo, o czym pisałem jakieś półtora roku temu (KLIK). Wydaje mi się jednak, że temat ten był przez pewien czas o wiele gorętszy zupełnie gdzie indziej. Konkretniej - w Wielkiej Brytanii.

A film "Kalwaria" zabiera nas prosto na Irlandię. Jego głównym bohaterem nie jest jednak ksiądz ze skłonnościami pedofilskimi, ale - chciałoby się rzec - jego dokładne przeciwieństwo. Pewnego dnia ojciec James Lavelle otrzymuje w konfesjonale informację o tym, że za ponad tydzień zostanie zabity. Jak mówi sam przyszły morderca: w tym czasie ksiądz powinien pozałatwiać wszystkie swoje sprawy. Zamiast tego, ojciec James postanawia jednak wgłębić się w problemy ludzi ze swojej parafii.


Główny bohater dobrze wie, kto pragnie jego śmierci. Wie również dlaczego. Morderca był w dzieciństwie ofiarą właśnie księdza pedofila, który teraz zamierza odpłacić Kościołowi za nadobne, zabijając jego jak najbardziej niewinnego posłannika. Mimo swej wiedzy, ojciec James zachowuje jednak konkretne informacje dla siebie i nie podaje nikomu nazwiska grożącej mu osoby.

I tu dochodzimy do rzeczy, która w moim przypadku powodowała lekki zgrzyt. Ja po prostu bardzo nie lubię filmów, książek czy czegokolwiek innego, w których postaci zachowują się głupio. Może strategia ojca Jamesa ma jakiś nikły sens, ale dla mnie wystawianie się prosto na śmierć jest niezrozumiałe i nie do zaakceptowania. Dlatego też miałem pewne problemy z całkowitym polubieniem głównego bohatera "Kalwarii", choć przecież porządny z niego facet.

Z drugiej jednak strony - bez tego dziwnego podejścia ojca Jamesa, prawdopodobnie nie mielibyśmy w ogóle tego filmu. Ubiera on bowiem poszukiwanie sprawcy kryminalnej sprawy w bardzo ciekawy i unikalny motyw. Do samego końca filmu zastanawiamy się więc, kto ze społeczności małego, irlandzkiego miasteczka okaże się ostatecznie zabójcą dobrego księdza. I aż do samego końca "Kalwarii" jesteśmy zmylani w tej kwestii.

Co więcej, film ten ma jeszcze jedną sprzeczność, która powodowała u mnie zgrzyt. Mamy tu bowiem sporo humoru i to w sporej mierze rzeczywiście zabawnego oraz niebłahego. Jednocześnie jednak, czasem te żarciki kłóciły mi się z dość mrocznym klimatem i fabułą "Kalwarii". Nie pasowało mi po prostu to śmianie się z pewnych rzeczy, by parę sekund później dostać scenę, którą powinniśmy być wstrząśnięci.

Dlatego też moja opinia będzie nie do końca jednoznaczna. Sam film jest bowiem niewątpliwie ciekawy i w dużej mierze oryginalny, dlatego sprawdzić go zdecydowanie warto. Ja bym jednak parę rzeczy w nim zrobił inaczej i dlatego z seansu nie wyszedłem do końca zadowolony. Tak jak jednak już wspomniałem - "Kalwarię" obejrzeć warto, bo potrafi wciągnąć, a poza samym elementem kryminalnym zawiera także parę motywów, które mogą dać trochę człowiekowi do myślenia. 

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!
---
Wszystkie teksty związane z festiwalem PKO Off Festival znajdziesz TUTAJ.

0 komentarze: