Jak muzyk z ulicy został kumplem gwiazdy


Słuchaliście nowej płyty A$AP Rocky'ego? Cóż, jeśli nie, to zacznijmy od pierwszej sprawy - posłuchajcie jej! Jest tak dobra, że jej wysoki poziom i przemyślana kompozycja wychodzi już przy pierwszym przesłuchaniu, a to wcale nie zdarza się tak często! "AT.LONG.LAST.A$AP" jest kolejnym świetnym przykładem na to, iż ten rok jest pod względem muzycznym wręcz wspaniały - nie tylko w kontekście amerykańskiego rapu.

Nie o całym albumie Rocky'ego dziś jednak będzie, a wyłącznie o pewnym jego pojedynczym elemencie. A element ten zwie się Joe Fox. Facet udziela się w aż pięciu kawałkach na "AT.LONG.LAST.A$AP" i w sporej mierze służy jako coś w rodzaju kontrastującego, śpiewanego przerywnika między partiami rapowymi. Na kartce taki układ brzmi trochę kiepsko, ale w praktyce wypada całkiem nieźle, dodając pewnej wyjątkowości każdemu z utworów (chociaż nie jest to pomysł totalnie oryginalny - podobne zabiegi stosował choćby Kanye na "Yeezusie"). Dodatkowo, głos Joe wykorzystywany jest trochę jak sample, imitując starość nagrania - również fajna sprawa.


Co bardziej zaintrygowani i lubiący wchodzić w szczegóły słuchacze, zapewne - podobnie jak ja -zaczęli się zastanawiać, kim w ogóle jest ten człowiek. Poza nim pojawiają się na płycie Rocky'ego przecież wyłącznie osoby choć trochę rozpoznawalne w muzycznym światku. A Fox? Któż to taki? Nie słyszeliście o nim wcześniej? Cóż - ani trochę mnie to nie dziwi.

Oczywiście internety (i dziennikarze) szybko odkryły prawdę i w sieci można już odnaleźć trochę artykułów na temat tego całego Pana Foxa. Dokładniej zaś - w świetny sposób Joego przepytał słynny serwis Vice (KLIK). Dlaczego więc piszę o nim i ja? Bo - po pierwsze - gdy wystukuję te słowa na klawiaturze, o całej sprawie nie napisał jeszcze nikt z Polski. Po drugie - warto byłoby tę historię wyciągnąć z tłumu innych niusów, jakimi została ona przysypana na zagranicznych serwisach muzycznych. Po trzecie zaś - cóż... ja po prostu lubię fajne opowieści. A tę za taką na pewno można uznać.


Foxowi zasadniczo niezbyt powodziło się w życiu i by jakoś przetrwać, sprzedawał płyty z nagraną przez siebie muzyką. Pewnej nocy podbił z gitarą do dwójki kolesi, którzy byli dla niego kompletnie przypadkowymi osobami. Zapytał ich: "nie chcecie może kupić płyty?". Jeden z ich odparł mu na to: "a możesz mi coś zagrać?".

Joe zagrał cały kawałek i po wszystkim ponownie zapytał swoich słuchaczy o chęć zakupienia jego płyty. Ten sam facet, co poprzednio, powiedział: "nie, ale jedziemy do Starbucksa, a potem do studia. Powinieneś jechać i popracować z nami". Któż był tym tajemniczym mężczyzną? Sam A$AP Rocky.

Teraz Joe buja się ze słynnym raperem, nagrywa z nim, a nawet trochę u niego pomieszkuje. Historia trochę jak z bajki, prawda?

I trudno tak naprawdę jednoznacznie wyrokować, ile w tym wszystkim jest prawdy. Ale wiecie co? To nie jest ważne. Najważniejsze jest natomiast to, że dostaliśmy ciekawą historię, która praktycznie na sto procent ruszy jakoś karierę Foxa i za jakiś czas będziemy mogli słuchać jego solowej płyty. A że zapowiada się na materiał trochę taki rockowo-soulowy, jestem jeszcze bardziej na tak.


A czego uczy ta historia? Za cholerę nie wiem. Niby można to interpretować niczym współcześni badacze kultury, co to stwierdzają, że opowieść o Kopciuszku należy zdelegalizować, bo uczy ona, że cuda są tak naprawdę na wyciągnięcie ręki i do dostania bez większego angażowania się w daną sprawę. Z drugiej strony - przecież Joe jednak długi czas grał, szlifował swój warsztat muzyczny, a wreszcie nie bał się podejść do przypadkowych typów na ulicy i próbować im wcisnąć swojej płyty. Gdyby nie jego własna inicjatywa, pewnie dalej szwendałby się po wielkomiejskich ulicach w poszukiwaniu złamanego grosza.

Ciągle jednak - czyż to spotkanie Rocky'ego nie było po prostu cudem?

Zresztą - z cała historią skojarzył mi się pewien charakterystyczny, krakowski osobnik. Kto mieszka w tym mieście, na pewno zna pewnego długowłosego chłopaka w zimowej czapce, który zaczepia ludzi na Plantach i chce ich zainteresować swoją poezją. Czytaj - sprzedać im swój tomik. Robi to regularnie od bodaj dobrych paru lat, ale ciągle chyba niezbyt mu się ten biznes kręci. Może i on czeka jednak na swojego Rocky'ego, który pewnego dnia przyjdzie do niego i zaprosi na wspólny melanż, by potem załatwić mu fejm na cały świat?

Trzymam kciuki, koleżko.

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!

0 komentarze: