O włoskiej mafii opowiada jeden z najlepszych filmów w historii, czyli "Ojciec chrzestny", a mimo tego wydaje mi się, że nie jest to temat aż tak często poruszany w kinematografii - a przynajmniej nie obecnie. Może jednak by odnaleźć perełki z tego gatunku, trzeba zwyczajnie ruszyć do ich źródła, czyli pięknej Italii? I znaleźć tam "Ciemne dusze" - twór Francesco Munziego, który w dużej mierze jest czymś zupełnie innym od amerykańskich wizji mafijnych potyczek.
"Ciemne dusze" miały w moim przypadku ciężki orzech do zgryzienia. Gdy zasiadłem w kinowym fotelu, byłem już naprawdę zmęczony dość zapędzonym dniem, przez co moim marzeniem było po prostu wygodne łóżko i możliwość spania przez kilkanaście najbliższych godzin. Obawiałem się nawet, że wyjdę z "Ciemnych dusz" z niemrawą miną, bowiem mój odbiór filmu aż tak przygniecie senność. Tak się jednak nie stało.
Trudno tu doszukiwać się takiego naprawdę "najgłówniejszego" bohatera, ale niewątpliwie napędzanie sporej części fabuły należy zrzucić na barki Leo - młodego, niepokornego chłopaka, który chciałby się wykazać przed swą mafijną rodziną. I, jak to zwykle bywa, jego własna krucjata kończy się problemami dla wszystkich.
"Ciemne dusze" to wyjątkowo spokojna opowieść o mafii, wydająca się być o wiele prawdziwszą wizją od tego, co serwuje nam amerykańska popkultura w tym temacie. Nie ma kończących się hektolitrami krwi wojen rodzin, nie ma strzelanin w środku miasta. Mafia w "Ciemnych duszach" to w dużej mierze kwestia interesów - nielegalnych, ale jednak interesów.
Ten motyw zostaje zaburzony przez klasyczną walkę o honor. To ona sprowadza na ekran MOMENTY, które pobudzają widza i choćby nie wiem co każą mu patrzeć w ekran. Wybudzają z tego spokoju, czasami osiągającego mimo wszystko trochę zbyt drastyczne formy. Fajnie obserwować jest ładne widoczki włoskiej wsi i ciekawe sceny bez słów, kiedy w tle przygrywa odpowiednia muzyka, czasem jednak to trochę zbyt drastycznie wciągane jest na tę całą walkę o honor.
Twór Munziego to klasyczna mafia, chociaż podana w wykwintny sposób, niczym skrupulatnie przygotowane danie spod rąk szefa kuchni. "Ciemne dusze" nikogo nie zaskoczą, nikogo też nie zachwycą - spodobać się jednak mogą. Szczególnie fanom męskich wrażeń, ale nie w postaci Bruce'a Willisa czy Sylvestra Stallone'a, a raczej eleganckiego, starszego człowieka z cygarem w ręku.
0 komentarze: