Wielu aktorów, gdy osiągnie już znaczący sukces w swoim fachu, postanawia spróbować swoich sił również w innych rolach kinematograficznego światka. Głośno ostatnio jest choćby o Angelinie Jolie, która zdaje się powoli odchodzić od skupienia na aktorstwie, coraz bardziej zagłębiając się w reżyserkę. Film, jakim dziś się zajmiemy na MajkOnMajk, jest natomiast tworem pewnej innej gwiazdy wielkiego ekranu - Ethana Hawke'a.
"Seymour: An Introduction" nie jest jego reżyserskim debiutem. Znany aktor ma już bowiem na koncie dwa stworzone przez siebie filmy fabularne. "Seymour: An Introduction" to jednak zdecydowanie jego najbardziej nietypowy projekt do tej pory. Część osób zaskoczyć może już sam fakt, że film ten jest dokumentem. Pójdźmy więc jeszcze dalej - jest to dokument dość mocno wyjątkowy.
Bernstein jest amerykańskim pianistą, który już jakiś czas temu porzucił koncertowe granie. Od wielu lat Seymour skupia się na uczeniu nieskończonych ilości nowojorczyków, pragnących pobierać wiedzę od tak ważnej osobistości tamtejszego światka muzycznego. Bernstein jest miłym i spokojnym człowiekiem, choć niewątpliwie perfekcjonistą. Na jego lekcjach nie ma mowy o zagraniu źle choćby jednej nuty. Błąd, którego większość z nas pewnie w ogóle by nie zauważyła, dla niego jest powodem do wałkowania tego samego, pojedynczego fragmentu utworu nawet kilkanaście razy.
Co jest tak hipnotyzującego w tym filmie? Chyba całe, dość nietypowe życie Seymoura i opowiadanie o nim przez samego zainteresowanego. To nie jest historia jakiegoś wielkiego sukcesu, dochodzenia do niego i zbijania majątku. To opowieść o niesamowitym oddaniu się pasji, która czasem wywołuje na twarzy widza niesamowity uśmiech, a innym razem... potrafi trochę przygnębić.
"Seymour: An Introduction" to trochę taka spokojna, muzyczna baśń, którą ogląda się z zapartym tchem, byle tylko nie uronić choćby jej małego fragmentu. Jeśli nadarzy się Wam okazja - oglądajcie bez zastanowienia. Świetna, unikalna rzecz.
0 komentarze: