Urodzony 11 września

Mam dziś urodziny. Wiem, że wiele osób nie lubi tych wyjątkowych dni w swoim życiu, ale ja jakoś zawsze czuję się szczęśliwie jedenastego września. Nie żeby to było nadzwyczajne świętowanie, ale od paru lat zawsze z tej okazji kilka połówek zostaje ze znajomymi obalonych. Ja się cieszę z tego, że mam urodziny, reszta się cieszy z tego, że stawiam flaszkę i mogą się za darmo napić. Jest tylko jeden mały kłopot.

Jedenastego września więcej osób przepełnia smutek niż w resztę dni. Gdybyście nie pamiętali, przypominam - dziś mamy rocznicę ataków na dwie wieże World Trade Center. Sporo Amerykanów tego dnia wręcz zanosi się płaczem. Cieszą się pewnie za to terroryści, dla których jedenasty września może być powodem do świętowania. W ciekawym gronie znajduję się z tymi swoimi urodzinami, prawda?

Nie będę Was okłamywał - w roku 2001 jakoś mało mnie ta cała sprawa obchodziła. Byłem wtedy jeszcze małym brzdącem, jeśli dobrze pamiętam, to wyruszającym dziarskim krokiem do przedszkola. Jak się więc domyślacie, wtedy jeszcze wódka nie była moją metodą świętowania urodzin. Zamiast tego był tort, jakieś prezenty i nawet część rodziny się zjechała. Jedyny kontakt, jaki miałem z atakiem terrorystycznym, to chwilowe przemknięcie mi przed oczami samolotu uderzającego w wieżę na ekranie telewizora.

Wtedy chyba niezbyt rozumiałem, co się w ogóle stało. Może przejąłbym się tym jakoś bardziej w inny dzień, ale miałem urodziny, a to przecież był ważny powód do radości. Z tego co wiem, to nawet w rodzimej telewizji cały dzień mówiono o tym wydarzeniu. Potem wszystko zaczęło już się dla mnie klarować, bo pojawiały się filmy o jedenastym września i - co mnie martwiło - nie dotyczyły one wcale moich urodzin. Chyba już się muszę przyzwyczaić do tego, że swoją sławą nie przyćmię nigdy tych przykrych zdarzeń z Nowego Jorku.

Przez wiele lat ogarniałem całą sytuację, ale jakoś nigdy nie łączyłem się wybitnie w bólu z ludźmi, którzy w moje urodziny cierpieli. Może dlatego, że mało kiedy łączę się w bólu z kimkolwiek. Moje spojrzenie na tę sytuację zmieniła trochę książka o Nowym Jorku, którą miałem okazję całkiem niedawno recenzować. Tytuł ten raczej skrytykowałem, ale w przypadku kilku rzeczy zostałem dzięki niemu uświadomiony.

Między innymi dotyczyło to właśnie sprawy World Trade Center. Jak pisze autorka, każdy mieszkaniec Wielkiego Jabłka odczuł jedenasty września na własnej skórze. Jednym w katastrofie umarli najbliżsi, inni dowiadywali się o śmierci "tylko" męża dalekiej znajomej. Wszyscy żyli w ogromnym strachu, czy aby gdzieś w ruinach WTC nie znajduje się ktoś im znany. I cała ta atmosfera wraca co roku, w ten smutny dla wielu, a wesoły dla mnie dzień.

W tym roku pomyślałem szczerze o amerykańskim jedenastym września. To nie jest pierwsza czy druga rocznica, gdy to piszę mieszkańcy Stanów dopiero się budzą, a świat żyje aktualnie zamieszaniem z Syrią w roli głównej i nowymi iPhonami. Ale na amerykańskiej wersji strony CNN już jest oddzielne miejsce na wspominki dotyczące katastrofy z 2001. I pewnie wiele osób dziś w NY obudzi się z myślą, że "to ten dzień". 

U mnie zadziałało to trochę inaczej. Najpierw pomyślałem o swoich urodzinach, a potem o tym, że wciąż czuję w ustach alkohol z ubiegłej nocy. Ale było też tym razem w mych myślach miejsce dla World Trade Center. Nawet ja potrafię czasem współczuć innym.

Źródło: Flickr.com

4 komentarze:

  1. Zaraz zaraz, jesteś rocznik 1994, w 2001 byłeś w przedszkolu, masz 19 lat i od kilku lat stawiasz znajomym wódkę? No no... :) Wszystkiego najlepszego :)

    Ja pamiętam tamten dzień. Kończyłam lekcje o 15 i jechałam prosto do domu, gdzie czekała na mnie babcia. W pewnym momencie włączyłyśmy tvn24 (teraz mnie dziwi że już od tak dawna istnieje) i zobaczyłyśmy relacje w NY. Babcia była strasznie przejęta, a wiesz co ja myślałam? "O nie, niech już ona to wyłączy, przecież takie wybuchy się często zdarzają, a mnie tak strasznie głowa boli". Za dużo się naoglądałam filmów katastroficznych, ale czego się spodziewać po 10-latce? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardziej chodzi tu o jakieś 3 lata niż 10 chociażby. Myślę, że to nic nadzwyczaj dziwnego :) I dziękuję! :)

      Czyli widzę mieliśmy dość podobny pogląd na całą sytuację. Jak dobrze być dzieckiem w obliczu takich katastrof :) Choć może to wcale nie tak dobrze?

      Usuń
  2. No ja, mimo tego, że przecież siłą rzeczy jestem Twoim rówieśnikiem, trochę inaczej patrzyłem na całą sytuację, Mikołaju.
    W tamtym czasie mój chrzestny pracował w NY, przez wiele godzin nie było z nim żadnego kontaktu. Później okazało się, że był w budynku obok. Dla mnie ten dzień pozostanie zawsze dniem, w którym na szczęście nie straciłem bliskiej mi osoby. Nie pamiętam, na ile zdawałem sobie sprawę z tego, co się dzieje, ale cała rodzina to przeżywała... I dziś, choć współczuję tym, którzy stracili w tej tragedii bliskich, cieszę się, że ja nie.
    D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, wydaje mi się, że gdybym miał wtedy tam rodzinę, to rzeczywiście czułbym się podobnie do Ciebie i nawet fakt urodzin nie kamuflowałby tego wystarczająco.

      Usuń