Przed wczorajszym wypadem do kina skutecznie powstrzymało mnie przeziębienie. Zamiast skupienia się na nowościach, postanowiłem więc cofnąć się do jakiegoś filmu sprzed kilku miesięcy. Padło na twór zatytułowany "Na własne ryzyko" (w oryginale "Safety Not Guaranteed"). Przekonały mnie do niego dwie rzeczy: za jego produkcję miał odpowiadać twórca "Małej Miss", a jedna z głównych ról została przydzielona Jake'owi Jonhsonowi, występującego w serialu "New Girl" u boku Zooey Deschanel. Czy film sprawdził się w oczach chorującego blogera?
Fabula jest całkiem ciekawa, a do tego nietypowa. Dziennikarz (Jake Johnson) i dwójka stażystów (Aubrey Plaza oraz Karan Soni) wybierają się do małego miasteczka, gdzie pewien dziwny facet (Mark Duplass) szuka współpracownika do... podróży w czasie. Z racji płci, misja potajemnego zebrania od niego informacji spada na młodą redaktorkę. Ta zaczyna powoli zdobywać zaufanie miejscowego dziwaka i dowiaduje się wielu istotnych informacji na temat jego przedsięwzięcia.
Jeśli liczycie na film science-fiction, to trafiliście raczej pod zły adres. Jasne, motyw podróży w czasie istnieje, ale tak naprawdę nie o niego tu chodzi. "Na własne ryzyko" trudno tak naprawdę zakwalifikować do konkretnego gatunku. Są gagi, ale za mało, by nazwać go komedią. Jest (niejeden) motyw miłosny, ale trudno to nazwać romansidłem. Tak bowiem filmowi do romansidła daleko, że nawet hasłem "komedia romantyczna" nie można go określić.
"Na własne ryzyko" to po prostu taka luźna produkcja, od której nie należy wymagać zbyt wiele. Wrażenie to potęguje fakt, że cała główna akcja jawi się nam się przed oczami prawie od początku filmu. Wstęp miga przed oczami bardzo szybko, ale dostarcza on zwięźle wszelkich informacji, jakie przydadzą nam się w seansie. Film nie trwa nawet półtorej godziny, ale twórcy wykorzystali perfekcyjnie dany im czas. Nie ma mowy ani o niedosycie, ani tym bardziej o sztucznym rozciągnięciu całości.
Aktorzy nie popisali się niczym nadzwyczajnym, jednak dobrze spełnili swoje role. Aubrey Plaza dostała postać trochę nijaką, ale dorzuciła do niej porcję siebie, która nadała charakteru młodej stażystce. Jake Johnson jest w sporej mierze tu taki, jak odgrywany przez niego Nick z "New Girl". No, może tutejszy pan dziennikarz jest trochę mniej zrzędliwy. Przyczepić się mogę jedynie do Marka Duplassa. Mam wrażenie, że za mało w nim świra, na jakiego miał być wykreowany.
Nie oglądając "Na własne ryzyko" nie popełnicie grzechu. Nie popełnicie go również wtedy, gdy jednak skusicie się na seans. To taka produkcja w rodzaju "nie mam pomysłu, co obejrzeć, więc puszczę sobie coś luźnego na odmóżdżenie". W tej kategorii recenzowany twór sprawdza się nieźle. Tylko tyle i aż tyle.
Nie oglądasz żadnych starszych filmów?
OdpowiedzUsuńCzasem się zdarza, ale rzadko.
Usuń