"Przegląd prasy" to nowy, nieregularny cykl na blogu. Może będzie się pojawiał raz w miesiącu, może raz na kwartał - zobaczymy, jak to wyjdzie w praniu. Spory czas temu wypadłem z obiegu, jeśli chodzi o prasę i mam zamiar nadrobić to motywując się tego typu wpisami. W każdym odcinku cyklu pisał będę o jednym konkretnym magazynie, który zacząłem obserwować, opierając się w szczególności na jego ostatnim numerze. Na początek coś dla fanów nietypowego podejścia do gier wideo.
Bardzo możliwe, że na "Lag" nigdy bym nie natrafił, gdyby nie fakt uczestnictwa w tym projekcie kilku znanych mi osób. W okolicach premiery pierwszego numeru ktoś ze znajomych wrzucił link na Facebooka, zajrzałem do niego i pomyślałem sobie: "wow, to ma cholerny potencjał!". Bez jakichkolwiek wątpliwości postanowiłem zainwestować w pierwszy numer. Po jego przeczytaniu stwierdziłem, że było warto i zacząłem czekać na następne ruchy redakcji.
Drugi "Lag" pojawił się dopiero w czerwcu, a przez moje zagapienie się, trafił on do mnie dopiero na pograniczu sierpnia i września. Teraz żałuję, bo kolejny numer tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że zdecydowanie warto. Więcej stron niż w pierwszym stworzyło miejsce nie tylko dla dodatkowych artykułów, ale i spowodowało zwiększenie objętości innych. Ale właściwie - czym jest ten cały "Lag"?
To podejście do świata gier, o które trudno w innych magazynach. Nie znajdziecie tu zapowiedzi przyszłorocznych blockbusterów, recenzji najnowszych hitów czy relacji z wielkich targów. Zamiast tego otrzymujemy garść felietonów poruszających tematy, które wielu osobom w ogóle nie wpadłyby do głowy. Drugi numer to aż czternaście artykułów, jakich nie znajdziecie gdziekolwiek indziej.
Dostajemy chociażby bardzo wciągający tekst o e-sporcie w Korei Południowej. Jeśli interesujecie się tym zagadnieniem, może wszystko wyda Wam się w tym artykule oczywistym, ale dla mnie była to intrygująca, kilkustronicowa historia, która nadawałyby się świetnie jako podstawowy szkic jakiegoś filmu czy książki. Poza tym, nie sposób nie wspomnieć o historii faceta uzależnionego od "Pasjansa" i wciągania amfy. Nawet jeśli opowieść ta nie jest prawdziwa, to autorowi i tak się należą brawa za jej opisanie.
Jest też również coś dotyczące stricte rodzimego podwórka, czyli historia początków gier wideo w Polsce. Czy może raczej nie tyle samych gier, co społeczności zajmującej się nimi - osobników zwanych "bit ludźmi". Podczas czytania tego, byłem akurat na początku biografii Jobsa i te dwie rzeczy sprawiły, że zacząłem sobie myśleć: "ciekawe musiało być nerdowskie życie w tamtych czasach".
Są też teksty trochę przynudzające, ale na szczęście nie jest ich zbyt wiele. Jeśli miałbym wskazać problem tego typu artykułów, to ich banalność. Dla przykładu, może gdzieś indziej felieton o "growym kacu" spisałby się nieźle, ale chociażby przy tekstach wspomnianych wyżej, wypada on po prostu blado. Na szczęście w drugim numerze nie pojawił się już tekst Niekrytego Krytyka. Dlaczego "na szczęście"? Bo jego "felieton" z pierwszego numeru był po prostu słaby.
Oprócz interesujących artykułów, "Lag" wyróżnia również coś jeszcze - design. Postawiono na minimalizm, na sporej ilości stron dostajemy praktycznie sam tekst, a gdy już pojawia się jakiś obrazek, to jest to (zazwyczaj) świetna ilustracja stworzona specjalnie na potrzeby magazynu. Jak to wszystko wygląda, możecie zaobserwować na paru zdjęciach, które podkradłem z oficjalnej strony "Laga". Według mnie jest naprawdę świetnie.
Pochwalić należy też wydanie całości. W mało którym wydawnictwie dostajemy tak świetnej jakości okładkę i papier. Nawet jeśli wydaje Wam się taka rzecz nieistotnym szczegółem, to zaufajcie mi - kiedy dotkniecie "Laga", zmieni się Wasz pogląd na możliwości wydawania prasy. A dla innych fanów podobnych odczuć estetycznych, potwierdzam - magazyn pachnie świetnie. Lepiej niż wiele książek prosto z drukarni.
Zakończmy jednak te - dla wielu chore - ekscytacje i wróćmy do konkretów. Jeśli chcecie poczytać coś naprawdę ciekawego na temat gier, "Lag" jest dla Was. Nie ma w Polsce (a może i na świecie?) drugiego takiego magazynu. To produkt dość niszowy, nie znajdziecie go więc na sklepowych półkach. Możecie za to zamówić go w sieci za szesnaście złotych. Cena może wydawać się na pierwszy rzut oka trochę wygórowana, ale gdy dostaniecie swoją przesyłkę, zrozumiecie, że zdecydowanie warto. Zaufajcie mi. Polecam.
0 komentarze: