Zdania podobne do tego z tytułu dzisiejszego postu, są jednymi z najbardziej wyświechtanych i trywialnych, jakie idzie nam słyszeć. Politycy, kapłani, pseudofilozofowie - wszyscy oni bardzo mocno chcą podkreślić wyjątkową okropność naszych czasów. A ja właściwie nie rozumiem dlaczego. Myślą, że odkrywają tym nową prawdę życiową? Chcą nas nastraszyć?
Bo wiecie, takie same słowa rzucali na wiatr ludzie dziesiątki, setki, a nawet tysiące lat temu. Założę się, że swoich "wielkich mędrców" mieli nawet nasi praprzodkowie. Chociaż dziś nie zrozumielibyśmy ich języka, to zapewne któreś ówczesne "ugabuga" znaczyło właśnie "żyjemy w czasach niepokoju, kryzysów i blablabla". Bo przecież byli oni narażeni na atak mamutów i dinozaurów albo też podkradanie bananów ze składziku przez małpy.
Do 1989 w Polsce panował komunizm. Kilkadziesiąt lat do tyłu świat hulał sobie na wojenkach i zademonstrowano działanie bomby atomowej. Jeszcze wcześniej różnego rodzaju walki były na naszych terenach prawie, że codziennością. W Ameryce biła się Północ z Południem. Zawsze był powód, by nazwać konkretne czasy "pełnymi niepokoju i kryzysów". Tak samo jest też teraz.
Czy Wy w ogóle czujecie jakiś niepokój? Bo ja niezbyt. Oczywiście, rozumiem ludzi, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, nie będąc nawet czasem pewnym, czy będą mieli za co kupić jedzenie następnego dnia. Rozumiem też problemy Trzeciego Świata. Ja na całe szczęście jednak nie jestem narażony na żadne tego typu kłopoty i dopóki będę miał co wrzucić do garnka, nie będę czuł niepokoju.
No bo wobec czego mam ten niepokój czuć? Jeśli zacznie się wojna w Syrii, to ona i tak nie będzie naszego kraju dotyczyć. Gdyby ktoś postanowił rozpocząć walkę na atomówki, to i tak wszyscy zginiemy prędzej niż później. Jeśli ktoś mnie jutro za chwilę zadźga nożem na śmierć, będzie mnie to obchodziło do czasu wykrwawienia się. Na szczęście nic podobnej sytuacji nie zapowiada, więc tym bardziej siedzę przed komputerem uśmiechnięty od ucha do ucha.
Drodzy państwo rzucający tekst rodem z dzisiejszego tytułu - zamknijcie się. Wymyślcie sobie jakieś przyjemniejsze frazesy i nimi uderzajcie w tłum. Bo choć ja będę miał Waszą opinię gdzieś, to wiele osób podchwyci tę katastroficzną atmosferę i zacznie panikować w internecie. A potem zawracają oni dupę innym ludziom jakimiś krzykami, przepychaniem się i teoriami spiskowymi.
A ja nie mam konsoli i bardzo mnie to niepokoi, świat zmierza ku zagładzie.
OdpowiedzUsuńBędąc bez konsoli w obliczu premiery GTA, prawdopodobnie popełniłbym rytualne seppuku.
UsuńMój mężczyzna cały czas o seppuku rozmyśla, ja postanowiłam jakoś to przetrzymać.
UsuńKibicuję więc niezmiernie doczekania - chociażby - premiery na PC.
Usuń