Tak jak zapowiadałem w poście wtorkowym, dziś ponownie czas na celebrację urodzin bloga, jednak w trochę innym stylu. Z wpisu, który obecnie czytacie, poznacie odpowiedzi na takie pytania, jak: "Czy warto odpuścić sobie picia wódki dla wrzucenia nowej notki na bloga?", "Do której godziny można siedzieć przy komputerze z powodu blogowej awarii?" czy "Ile książek można przeczytać w tygodniu, będąc blogerem?". W skrócie, wszystko sprowadza się do jednego, zasadniczego pytania - jak blog zmienił moje życie?
Gdy zakładałem MajkOnMajk w październiku ubiegłego roku, myślałem, że pisanie codziennie po jednej notce nie może być zbyt uciążliwe. Ba, miałem nawet nadzieję, iż kompletnie bezproblemowo uda mi się pisać na zapas tyle postów, bym miał ich wystarczająco na cały miesiąc. Wszystko to potwierdzałem sobie w duchu myślą: "tym razem pisanie na pewno mi się nie znudzi". Nie myliłem się tylko w przypadku tego ostatniego.
Jeśli wpadasz na pomysł ruszenia z blogiem w jakiś kompletnie wyluzowany dzień i robisz to od razu - zdecydowanie nie wiesz jeszcze, co czeka Cię w przyszłości. Zapominasz o tym, że trafiają się dni, gdy wracasz do domu kompletnie wykończony po prawie dziesięciu godzinach w szkole/pracy, masz gorączkę, a na dodatek w nocy spałeś cztery godziny, więc jedyne o czym myślisz, to by położyć się wygodnie w łóżku i zasnąć. Ale nie, przecież obiecałeś sobie codziennie pisać coś na bloga. Siadasz więc przy komputerze i drżącymi rękoma wystukujesz słowa.
Pal licho, gdy masz na tekst pomysł i wiesz, jak go zrealizować. Gorzej, gdy pomysłów masz multum, ale żadnego nie chce Ci się wykorzystywać. Cóż - jeszcze gorzej, gdy w głowie nie kiełkuje kompletnie żadna idea. Nie, nie każde pisanie postu na bloga jest wyłącznie cudowną przyjemnością i relaksem. Jasne, zdarza się sporo i takich momentów, ale i te gorsze dni odgrywają tu dużą rolę.
Dlatego podstawową rzeczą, jaka musiała się wykluć w moim mózgu, to coś, co nazywam "myśleniem blogerskim". Polega ona na tym, że na świat zaczynasz patrzeć zupełnie inaczej niż typowy człowiek. Po pewnym czasie każdy element rzeczywistości automatycznie "skanujesz" sobie pod względem tego, jak możesz go skomentować. Gdy biegam w jakiejś fajnej miejscówce, myślę: "mógłbym o niej opowiedzieć". Gdy jem w jakiejś knajpce ciekawe danie, myślę: "mógłbym o nim opowiedzieć". Gdy gram na konsoli i napotykam na jakiś mało istotny szczegół, który większość ma w dupie, myślę: "mógłbym o nim opowiedzieć". I nawet jeśli żadnego z tych pomysłów nigdy nie wykorzystam, mój nowy rodzaj myślenia jeszcze lepiej się rozwija.
Dzięki temu, w pewnym momencie wiele rzeczy zacząłem robić w jakimś stopniu "dla bloga". Potrafiłem w ciągu miarę luźnego tygodnia przeczytać trzy dwustu-, trzystustronicowe książki, by mieć wystarczająco materiału na recenzje, dzięki czemu mogłem od poniedziałku zabrać się za czytanie siedmiusetstronicowej powieści, na dodatek z cholernie małą czcionką. Nie raz oglądałem filmy, tylko po to, by móc coś zrecenzować w sobotnim cyklu. Wielu nazwie to wprost "zmuszaniem się". Jasne, jest w tym trochę racji, ale mimo wszystko miało (i ma) to bardzo pozytywny wpływ na mój rozwój kulturalny. Przed rozpoczęciem prowadzenia bloga miałem bowiem zastój w czytaniu książek, a filmy oglądałem raz na miesiąc.
Wracając jednak do tematu pokrewnego "złym dniom". Są przecież i takie momenty, gdy po prostu chcesz się w życiu zrelaksować. Szczególnym przykładem są wakacje, czas stworzony dla uczniów po to, by mogli odpocząć. Jeśli wiedziałem, że szykuje się jakiś melanż, wyjazd na kilka dni czy cokolwiek tego rodzaju, musiałem wcześniej przygotować teksty na te dni. Nigdy nie było wykrętów. Zdarzało mi się też mówić znajomym po kilku głębszych: "starrry, szłuchaj mię, ja muszem wrózić do domu przeeed dwudziesto drugo, bo szeka mię jeszcze piszanie na bloga". Raz przez taką sytuację post pojawił się przed 24. Ale jednak.
No tak, miało być jeszcze o późnych godzinach pracy nad blogiem. Najczęściej przypadały one w przypadku zmiany szablonu. Raz siedziałem nad taką metamorfozą jakoś 24 do 4 rano. Mimo tego, nie wszystko poszło po mojej myśli i końcowe poprawki ogarnąłem dopiero po południu. Podczas grzebania w kodzie bloga czasem czuję się jak jakiś magik, ale jednak problemy stworzone nie z mojej winy, potrafiły naprawdę wkurwić.
Szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś teraz zapytał: "to Tobie się jeszcze chce prowadzić tego MajkOnMajka?". Ano chce. Nigdy jeszcze nie pomyślałem: "może to jednak lepiej byłoby zamknąć". Niskie statystyki wyświetleń niektórych notek potrafią zasmucić, ale zazwyczaj jednak większą siłę ma radość, gdy widzi się zainteresowanie czymś, co się piszę. Wtedy wiem, że nie robię tego tylko dla siebie.
Największe motywatory dla mnie podczas tego pierwszego roku (poza tymi, które wypisałem w pierwszym poście urodzinowym)? Było ich kilka. Do fajnych momentów zaliczam między innymi te, gdy o zapytania o występ w "Raperzy czytają", niektórzy artyści odpowiadali: "Stary, jasne. Znam tę akcję i to naprawdę super pomysł!". Dzięki tej serii dostałem też zaproszenia do współtworzenia dwóch serwisów hip-hopowych. Na jedną współpracę się zgodziłem i do niedawna byłem aktywnym członkiem redakcji serwisu Kollabo. Teraz nasze drogi się niestety rozeszły z powodu mniejszej niż wcześniej ilości wolnego czasu w moim przypadku.
Dla wielu blogerów prawdziwymi motywatorami są jedynie prezenty od firm i pieniądze za reklamę. Ja jak dotąd dostałem raptem trzy gifty książkowe od jednego wydawnictwa, a mimo to myślę, że jestem zadowolony z prowadzenia bloga bardziej niż wielu innych autorów, którzy już teraz czerpią z tego jakieś zyski. Czy chciałbym też zarabiać na blogu? Nie mam zamiaru Was oszukiwać - pewnie, że tak. Czy jednak jest to dla mnie wyznacznikiem radości z prowadzenia MajkOnMajk? Nie - to byłby jedynie kolejny ważny krok w moim blogowej "karierze".
Ja to zawsze odnoszę do sytuacji w rapie i tego, jak komentuje ją Ten Typ Mes w kawałku "Dwa światy":
Bo podziemie to przejściowy etap,
możesz przejść go w wielkim stylu, lub na zawsze tam przepaść.
Za rok wciąż będę na MajkOnMajk. Tylko jeszcze poziom wyżej.
Totally. |
Najlepszy wpis, jaki czytałem na tym blogu, nie ujmując pozostałym oczywiście. Z niemal całym tekstem się utożsamiam, choć mój staż na bloggerze jest krótszy. Jesteś, może nie idolem, ale kimś kto pokazuje mi, że to, co uważam za marzenie, da się zrobić. To najlepszy blog, jaki spotkałem i szczerze mówiąc wiele razy wzorowałem się na Tobie i czerpałem z Twojego doświadczenia. Podziwiam Twój zapał i sumienność, której wciąż mi brakuje. Szacunek za to, co robisz. 5
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie, Twój komentarz z kolei właśnie dołączył do grona moich najlepszych dotychczasowych motywatorów, 5! :)
UsuńWytrwałości życzę.
OdpowiedzUsuńDzięki! :)
UsuńCudownie się czytało. I fajnie widzieć, że od tego czasu wciąż jesteś, i to lepszy. : D
OdpowiedzUsuńA mi się naprawdę przecudownie czyta takie komentarze, dzięki! :D
Usuń