Drodzy miłośnicy zwierząt - to niestety nie będzie post o małym czworonogu. "Kundlem" bowiem nazywają pieszczotliwie swoje urządzenia posiadacze czytników książek od Amazona, czyli Kindle. Szczerze mówiąc, ja takiego nazewnictwa nie stosuję. Pomyślałem jednak, że fajnie będzie to brzmiało w tytule. Bo - jak zapewne się już domyśliliście - dziś będzie wpis właśnie o Kindle'u. Nie spodziewajcie się jednak recenzji. To po prostu porcja przemyśleń na temat tego, jak urządzenie to zmieniło moje podejście do czytania książek.
Kindle zakupiłem prawie rok temu i od tamtego czasu towarzyszył mi on w życiu w różnym stopniu. Zdarzało się, że cały miesiąc czytałem tylko na nim, by przez kolejne dwa czy trzy tygodnie czytnik leżał na półce, bo miałem w zanadrzu trochę wydawnictw papierowych. Doceniałem jego lekkość i mały rozmiar, choć chyba nie w wystarczającym stopniu, bo wówczas książkami zajmowałem się tylko w domu. Mało kiedy miałem ochotę wziąć się ze sobą Kindle'a w podróż do szkoły czy gdziekolwiek indziej. Skupiałem się bowiem wtedy zawsze na słuchaniu muzyki.
Sytuacja zmieniła się całkiem niedawno, bo jakiś miesiąc czy dwa temu. Wszystko zaczęło się od tego, iż przede mną pojawiła się "konieczność" dość częstego podróżowania pociągami na długie dystanse. Bywały (i wciąż bywają) w moim przypadku ponad dziesięciogodzinne wyprawy. Książka staje się w takiej sytuacji prawdziwym zbawieniem. Odpowiednie są nawet wydania papierowe, choć mimo wszystko zawsze starałem się mieć na takie przypadki przygotowanego Kindle'a. Zacząłem się coraz mocniej w jakiś sposób "uzależniać" od czytnika.
Potem jeden z kumpli w Krakowie, powiedział mi, że czyta na swoim Kindle'u wszędzie, gdzie się tylko da - w tramwajach, autobusach, a nawet idąc ulicą. Początkowo byłem do tego dość sceptycznie nastawiony, ale postanowiłem spróbować. Okazało się to prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Od około miesiąca czytnik towarzyszy mi prawie w każdej, choćby kilkunastominutowej podróży. Bo w dowolnej chwili mogę go wyłączyć i schować do kieszeni kurtki, a dodatkowo do jego obsługi wystarczy spokojnie jedna ręka.
Z książkami papierowymi jest już gorzej. Można być przeogromnym fanatykiem takich wydawnictw, ale nie da się logicznie odeprzeć tych argumentów opowiadających za czytnikami. Serio - sam to ostatnio sprawdziłem na własnej skórze, są bowiem autorzy, których książki chciałbym mieć bardzo w wersji papierowej. Ostatnio zakupiłem dwie tego typu pozycje i uwierzcie mi, że czytanie ich na stojąco w tramwaju, było (w porównaniu do sytuacji z Kindle) prawdziwą katorgą. O próbach śledzenia tekstu podczas spaceru już nie wspominam.
Dlatego, pomimo, że na półce leży u mnie jeszcze naprawdę sporo nieprzeczytanych książek papierowych, ja staram się zdecydowanie skupiać na Kindle'u. Na którym, swoją drogą, też mam kilka nietkniętych tytułów. Tu jednak winne są promocje, których w światku e-bookowym jest prawdziwy ogrom. Dzisiaj chociażby zgarnąłem e-booka sprzed pół roku za dziesięć złotych. Papierowa wersja kosztuje standardowo cztery dyszki. Najtaniej w sieci znalazłem ją za trzydzieści peelenów.
Dziękujmy więc pomysłodawcom czytników za ich dzieło! Za lekkość i poręczność tych urządzeń szczególnie. Księgarniom e-bookowym też podziękujmy - za te wszystkie cudowne promocje, dzięki którym potrafią zarobić na mnie w ciągu kilku dni naprawdę sporo.
Źródło: Flickr.com |
Bardzo ciekawy tekst :) Sam mam Kindle (wersję Classic) i jestem zadowolony w 100%. Kiedyś nie wierzyłem że da się na nim czytać książki z przyjemnością, że ekran będzie męczył oczy itp. Jednak jego lekkość i możliwość posiadania setek książek w jedną chwilę jest wspaniała, a dzięki e-papierowi ekran w ogóle nie męczy oczu. Mógłbyś się podzielić z jakich stron kupujesz te e-booki w promocji? Byłbym bardzo wdzięczny :)
OdpowiedzUsuńMoja ulubiona księgarnia to Woblink, natomiast promocje warto śledzić za pomocą upolujebooka.pl oraz swiatczytnikow.pl :)
Usuń