W ubiegłym tygodniu postanowiłem skoczyć zjeść coś w Burger Kingu. Nie dość, że od paru miesięcy bardzo rzadko jadam w fast foodach, to na dodatek u samego Króla nie byłem już chyba koło roku. Była okazja, był i czas, wybrałem się więc dziarskim krokiem na najniższe piętro Galerii Krakowskiej, gdzie znajduje się jeden z (chyba wciąż nielicznych) polskich Burger Kingów. Spojrzałem na dostępne zestawy, wybrałem swój i podszedłem do kasy. Tam zaś czekało mnie zaskoczenie.
Dwudziestoparoletni facet z ogromnym, szczerym uśmiechem na twarzy przywitał się i zapytał, co też sobie życzę. Już wiecie w czym rzecz? On się UŚMIECHAŁ. Naprawdę szczerze. Chyba, że jest po prostu cholernie dobrym aktorem i ta szczerość była tak naprawdę udawana. Do tego był bardzo miły i przeprowadził całą transakcję tak, że po wszystkim pomyślałem sobie: "woah".
To jednak nie koniec historii. Przede mną kupowała u tego samego kolesia jakaś dziewczyna. Przy przyjmowaniu zamówienia, zapytał się o jej imię. Gdy zaś wydawał jej jedzenie, krzyknął na całą knajpkę: "zamówienie dla pani X!". Ponownie z wielkim bananem na twarzy. Nie, to nie jest motyw oficjalnie podkradziony przez BK od Starbucksa. Facet zrobił to po prostu for fun (ewentualnie: for sex). Reszta ekspedientów zaśmiała się szczerze z całej sytuacji.
Spojrzałem więc i na nich. Okazało się, że również oni komunikują się z klientami zdecydowanie milej niż większość ekspedientów, z jakimi miałem do czynienia w swoim życiu. Nie byli co prawda aż tak uradowani od ucha do ucha jak główny bohater opowieści, coś jednak pozytywnego z nich płynęło. Było ich łącznie chyba z pięciu - wszyscy się uśmiechali.
Ej, Burger King - czy Wy szprycujecie czymś tych waszych pracowników przed pracą? A może macie jakieś specjalne rozmowy kwalifikacyjne, na których sprawdzany jest poziom radości z życia? Bo ja do teraz jestem tą sytuacją naprawdę zdziwiony. Nie raz i nie dwa spotykałem się z ekspedientami, którzy wyglądali, jakby mieli ochotę klienta zabić. A tu nie dość, że wszyscy są pozytywnie nastawieni, to jest jeszcze jeden koleś, który wprowadza atmosferę rodem z kółka palaczy marihuany.
Ja naprawdę strasznie mocno doceniam ludzi, którzy w taki sposób podchodzą do swojej pracy. Umówmy się - sprzedawanie hamburgerów nie jest najlepszą robotą, jaką można w życiu dostać. Ale jak widać, nawet do tego można podejść w pozytywny sposób. Jeśli jakimś cudem czyta to ten śmieszny koleś z Burger Kinga, to stary - mam nadzieję, że w przyszłości zajdziesz naprawdę daleko. Należy Ci się za takie podejście do pracy.
Źródło: Flickr.com |
Bardzo fajna historia, która napa optymizmem od samego jej przeczytania;) Oby więcej takich ludzi. Sam zawsze staram się być optymistą cały czas i żyć sobie bez nerwów i złudzeń, a ta krótka historyjka skojarzyła mi się z kilkunastominutowym filmem "Validation" który można obejrzeć na yt z polskimi napisami
OdpowiedzUsuńZa każdym razem, gdy ją wspominam, mam takie same odczucia :) Dzięki wielkie za polecenie tego "Validation" - na pewno sprawdzę na dniach przy śniadaniu.
UsuńSpoko, mam nadzieję, że się spodoba, a właściwie jestem pewny;) a tak w ogóle to bohater tego filmu też ma fryzurę a la afro, więc może zachowanie jak i fryzura kasjera zostały zaczerpnięte z tego filmu
UsuńPamiętasz może imie tego kasjera? :)
OdpowiedzUsuńNie, ale pamiętam, że miał takie charakterystyczne, kręcone włosy. Ja to nazywam "a la afro" :)
Usuńindywidualne podejście do każdego klienta i duuuużo pozytywnej energii to priorytet doskonałej obsługi w Burger King!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiamy Bikejowicze :)
Dobrze to słyszeć :) Pozdrawiam! :)
UsuńA jak oceniasz jedzenie w BK. Mam na myśli cenę w stosunku do ilości/ jakości?
OdpowiedzUsuńZdaje się, że mają trochę wyższe ceny niż McDonald's, ale te dwadzieścia złotych za zestaw powiększony, którym da się porządnie najeść, brzmi dla mnie całkiem okej. Tym bardziej, biorąc pod uwagę ich ostatnią promocję: do każdego takiego bundla dorzucany jest energy drink.
Usuń