"Wyznaję" uznaję oficjalnie za książkę z jednym z najgorszych opisów wydawcy, jakie miałem okazję widzieć na oczy. Oficjalna notka powie Wam jedynie, że twór Jaume Cabré jest super. I choć to wystarczyło mi, by zakupić ten tytuł na jednej z e-bookowych promocji, długo wstrzymywałem się z przeczytaniem tego sporego (768 stron) tomiska. Powstrzymywała mnie nie tylko jego wielkość, ale i okropnie zniechęcający opis fabuły dostarczony na tylnej okładce. Namawiały mnie z kolei liczne, bardzo pozytywne recenzje. Przełamałem się więc ostatecznie i "Wyznaję" przeczytałem. Zostańcie do końca - to bowiem oficjalnie jedna z najlepszych powieści, jakie czytałem w tym roku. A może i w całym swoim życiu.
Narzekam strasznie na opis fabularny od wydawcy, ale szczerze muszę przyznać, że stworzenie odpowiedniego tekstu tego typu, jest w przypadku "Wyznaję" naprawdę trudne. Książka opowiada historię pewnego mężczyzny. Śledzimy jego życie od dzieciństwa, aż po samą śmierć. Bierzemy udział we właściwie każdym, ważnym dla głównego bohatera, wydarzeniu. Przeżywamy razem z nim dzieciństwo pełne wpływu wymagających rodziców, nietypowe miłości, długotrwałą przyjaźń czy uwielbienie do pewnych skrzypiec i gry na nich.
To jednak nie wszystko w kwestiach fabularnych książki. Bardzo ciekawym zabiegiem jest bowiem wprowadzenie licznych dygresji, tworzących z jednej strony zupełnie oddzielne historie, z drugiej zaś wspólnie budujące jeden konkretny wątek. W "Wyznaję" jedno spojrzenie bohatera na wiszący w kuchni obraz, powoduje przeniesienie się kilkaset lat wstecz, do dawnego zakonu dominikańskiego. Czasem zaś potrzebny jest jeszcze drobniejszy, mniej fizyczny bodziec, by przenieść się do zupełnie innej krainy.
Cabré podkreśla również jednolitość wszystkich opowieści, kompletnie nie oznaczając tych "przenosin do innej krainy". Bywa tak, że historia zmienia się nagle w samym środku akapitu, czasem zaś kilka opowieści przeplata się ze sobą jednocześnie. W kilku recenzjach czytałem, iż na "Wyznaję" trzeba się naprawdę skupić, by cały czas wiedzieć, o co tak naprawdę chodzi. Autorom tych tekstów ewidentnie musiało chodzić właśnie o tę zmienność historii i ich wielość.
Samo skupienie się na fabule nie jest jednak wcale tak trudne, jak się może na pierwszy rzut oka wydawać. Dlaczego? Bo "Wyznaję" wciąga jak mało która książka. Czy czyta się ją w pociągu, w autobusie czy też po prostu w ciepłym łóżku - zawsze absorbuje uwagę czytelnika w niewyobrażalny wręcz sposób. Po przebrnięciu przez te ponad 750 stron, chce się mimo wszystko jeszcze więcej. Nawet pomimo tego, że powieść zdaje się być naprawdę w pełni opowiedziana.
Trudno mi się pisało (i wciąż pisze) tę recenzję. Ciągle bowiem boję się, że nie jest ona wystarczająco zachęcająca do przeczytania "Wyznaję". Może jednak wydawca miał w pewnym stopniu rację, iż o tym tytule powinno się szczególnie powiedzieć po prostu: "on jest super". Bo taki on rzeczywiście jest. Świetny przez styl pisarski Cabré, nietypowe podejście do prowadzenia opowieści, a do tego, najzwyczajniej w świecie, nadzwyczajnie absorbującą historię. Zapamiętajcie sobie więc po prostu te słowa: musicie to przeczytać. Serio.
Recenzja tej książki od razu nasunęła mi na myśl Widnokrąg Wiesława Myśliwskiego. Jest ona odrobinę krótsza, ale z pewnością równie wciągająca. Szczerze polecam tę książkę i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzięki za hint, jeśli natrafię na ebook w jakiejś promocji, to chętnie nabędę :) Również pozdrawiam!
Usuń