Jak z lenia stałem się lenistwa prześmiewcą

Niektórzy naukowcy próbują czasem dowieść, że ludzie nie są zbyt skłonni do znajdowania u siebie wad. Inna sprawa, iż drudzy uczeni sadzą zupełnie odwrotnie. Przyznam się, że osobiście zawsze szukałem w sobie szczególnie tej pozytywnej strony. No cóż, jestem po prostu człowiekiem optymistycznym. Przez większość swego życia nie bałem się jednak przyznać do jednej, bardzo konkretnej wady - lenistwa.

I to w sensie tego naprawdę totalnego lenistwa. Wiecie: kompletnie bezproduktywne ślęczenie przed komputerem czy telewizorem, odświeżanie tej samej strony internetowej kilkukrotnie w ciagu minuty, odkładanie na bok istotnych spraw. Brytyjczycy mówią chyba na takich osobników "couch potatoes". Ja zdecydowanie byłem przez ogromny okres właśnie takim stworem.

Ale właśnie - "byłem". Od pewnego czasu zauważam bowiem kompletnie odwrócenie sie moich standardów. Uciekłem hen daleko od stylu "kanapowego ziemniaka" i wręcz z odraza patrzę na ludzi, którzy takie podejście do życia wciąż proklamują. Gdy teraz zdarzy mi się bezproduktywnie siedzieć przed Facebookiem pół godziny, zaczynam się cały trząść. Metaforycznie oczywiście, choć nie zawsze.

W czym upatruje przyczyny swojej zmiany podejścia do życia? Po pierwsze, na pewno dużo zrobiło tu prowadzenie bloga. Na każdy dzień MUSZĘ mieć przygotowany jakiś post i motywuje mnie to do poświęcenia tych (zazwyczaj) kilkudziesięciu minut na jego napisanie. Sporo dodatkowego czasu staram się również przekazać na samo obmyślanie każdego wpisu - począwszy od znalezienia pomysłu, aż po sam proces klikania w klawiaturę.

Drugim ważnym aspektem zmieniającym mój styl życia, jest zaś bieganie. Szczególnie zostałem przezeń "wyszkolony" podczas wakacji. Wtedy bowiem, pomimo tego, że mogłem wstawać praktycznie, o której chcę, i tak starałem się obudzić o siódmej czy ósmej rano. Dlaczego? By zdążyć przed rozpoczęciem się typowej, letniej gorączki. Bieganie nauczyło mnie w naprawdę mocnym stopniu nie tylko umiejętności porannego, lecz pozytywnego wstawania, ale również organizacji całego dnia.

Wszystko to nie znaczy jednak, że stałem się teraz pracoholikiem. Ciągle lubię znaleźć czas na spotkania i rozmowy ze znajomymi, czytanie książki, oglądanie filmu czy granie na konsoli. Unikam po prostu jak ognia ślęczenia przed komputerem, podczas którego na zmianę odświeżam te same pięć kart w przeglądarce. Dzięki temu czuję się bardziej... spełniony? Tak, to chyba dobre słowo.

Źródło: Flickr.com

6 komentarzy:

  1. Miałem aspiracje, by dokonać tego co Ty. Teraz widzę, że to możliwe. "Enjoy & get inspiered"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło słyszeć, że udaje mi się w pewien sposób motywować innych :)

      Usuń
  2. Prowadzisz super blog. Życzę ci powodzenia w dalszym rozwoju.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na więcej wpisów w tematyce motywacji, zabrania się do pracy, zmienienia swojego życia i pokonania lenistwa;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, osobiście jestem raczej nie przepadam za tymi wszystkimi książkami czy kursami stricte "motywacyjnymi" i tego typu tematyki staram się nie poruszać na blogu. Wpisy jak ten powyższy, są jedynie opowiastkami, z których jednak rzeczywiście można pewnego rodzaju inspirację wyciągnąć. I na takie posty można właśnie liczyć :)

      Usuń