Był już jeden post o tramwajach. Wtedy było śmiesznie i radośnie, dziś będzie trochę inaczej. Wówczas opisywałem bowiem kilka spotkań z ludźmi, którzy nawet jeśli w jakiś sposób denerwowali innych pasażerów, jednocześnie stanowili dobry temat do żartów. Dziś natomiast parę słów o osobnikach zdecydowanie wkurzających, nieposiadających już jednak zbytnich cech humorystycznych.
Sytuacja sprzed około tygodnia. Poranny tramwaj do centrum, czyli - jak to zawsze bywa - cholernie zapchany. Wszyscy są wtuleni w ludzi obok, czy tego chcą, czy nie. Występuje tu bowiem wybór iście tragiczny: albo wejdziesz do tego zapchanego pojazdu, albo też najzwyczajniej w świecie spóźnisz się na zajęcia/do pracy. Każdy więc odnajduje sobie swój mały kącik i stara się go utrzymać jak najmocniej. Ci którzy mają szczęście siedzieć, patrzą na resztę z wyższością. Trochę paradoksalnie, bo w końcu są niżej.
Na którymś z przystanków zwalnia się jedno miejsce siedzące. Spodziewacie się, że nagle rzuci się nań tłum ludzi walczących o możliwość odpoczęcia przez dwie czy trzy minuty? Nic bardziej mylnego. Obok siedziska stoi jakiś facet, obok którego reszta musi się przeciskać. Po jakiejś minucie, widząc, że koleś to istny debil, pcha się w jego stronę jakaś kobieta i siada wreszcie na wolnym miejscu. Równowaga wróciła do tramwaju.
Podobną akcję widuję codziennie. Dosłownie. Przedtem zawsze miałem wrażenie, że w tego typu pojazdach istnieje straszna walka o jakiekolwiek miejsce siedzące. Tymczasem sprawy mają się zupełnie inaczej. Widzisz obok siebie wolne siedzisko? No to postój sobie dalej, pewnie! Czyżby to był jakiś fetysz? Uwielbienie do ocierania się o innych pasażerów tramwaju?
Gdy ja widzę w tramwaju wolne miejsce - po prostu tam siadam. Wtedy pomagam z jednej strony sobie, bo pozwalam swym umęczonym nogo odpocząć, z drugiej zaś tworzę więcej przestrzeni stojącej dla reszty ludzi. Oczywiście, przed zajęciem siedziska dokładnie lustruję tramwaj w poszukiwaniu ewentualnych emerytek. Jeśli taką zobaczę, wtedy miejsce zostawiam dla niej wolnym. W niektórych przypadkach po to, by po prostu być miłym, w innych zaś, by nie musieć słuchać nad uchem zbiorowego linczu ze strony starych babć.
Staram się zrozumieć, dlaczego ludzie stoją, gdy są wolne miejsca siedzącego, ale wciąż nie mogę rozwikłać tej zagadki. Okej, są osoby, którym do końca został jeden przystanek - dla nich siadanie może być "nieopłacalne". Są też ci, chcący (podobnie jak czasem ja) zostawić miejsce emerytkom. Całej reszty idiotów, stojących jak kołki, kompletnie nie rozumiem. Jeśli już tak bardzo chcecie udostępnić miejsce komuś innemu, to po prostu to powiedzcie osobie obok i odsuńcie się, by mogła ona spokojnie zająć siedzisko. Wytrzeszczanie oczu i pocenie się z powodu hamletowskiego wyboru "Siąść czy nie siąść? Oto jest pytanie!", nie wystarczają. Serio.
Źródło: Flickr.com |
Uwielbiam Twoją lekkość 'pióra' i zabawę słowem. Tak trzymaj! :)
OdpowiedzUsuńDzięki, bardzo mi miło! :)
UsuńProsta sprawa, czasem zwyczajnie mam ochote sobie postac.
OdpowiedzUsuńJak najbardziej rozumiem, też tak czasem mam. Nie robi to problemu, gdy tramwaj jest w miarę pusty i można sobie stanąć gdzieś z boku. Natomiast podczas przepełnienia, stanie tuż obok pustego fotela przeszkadza nie tylko Tobie, ale i innym, bo ludzie muszą się obok Ciebie przeciskać i/lub po prostu powiększasz tłok, którego można w łatwy sposób uniknąć.
UsuńCzasem po prostu nie opłaca się siadać :] bo po co siadać na minutę nawet nie a jeszcze trzeba się przecisnąć do drzwi
OdpowiedzUsuńNapisałem o tym również w poście :)
UsuńWydaje mi się (jako klient komunikacji MZA od wielu lat), że bierze się to z obawy przed linczem wzrokowym ze strony pozostałych pasażerów typu "jemu się udało, on usiadł". W tym wypadku zjawisko imitacji jest formą ochrony przed czymś takim, wolimy pozostać wśród "stojącego" tłumu, nie narażać się na swojego rodzaju odstępstwo od normy. Już przestałem widzieć w tym cokolwiek specjalnego. Osoba taka siada i czuje przeszywający wzrok dziesiątek osób bo wydaje jej się, że zaraz będą ludzie paplać, że "temu/tej to dobrze", chociaż to taki durny głupi przypadek. Potencjalna osoba mająca szansę właśnie usiąść widzi to tylko w ten sposób, nie dociera do niej myśl, tak jak piszesz, że uszczęśliwiłaby w ten sposób też inną część osób, jakiegoś pasażera który stojąc być może musi ocierać się o jakiegoś żula właśnie jadącego do pubu po następne piwo.
OdpowiedzUsuńZdaje się, że trafiłeś w samo sedno. Na niektórych twarzach wręcz naprawdę łatwo zobaczyć takie zmieszanie i obawę przed linczem. Ale to też w sporej mierze sprawka części tych stojących pasażerów, która rzeczywiście patrzy potem na takiego siedzącego delikwenta wręcz z oburzeniem.
Usuń