Wieczni chłopcy

Polubiłem ostatnimi czasy francuską kinematografię i zwracam uwagę na każdy nowy film ją reprezentujący. Nie mamy w Polsce zbytnio co narzekać, bo również mainstreamowe kina starają się dostarczać widzom regularnie tego typu produkcje. "Wieczni chłopcy" byli reklamowani już od pewnego czasu, dlatego ich trailer na dobre zapadł mi w pamięć. A jako, że całość zapowiadała się całkiem ciekawie, gdy nadarzyła się okazją, by ją obejrzeć, od razu z oferty skorzystałem. Teraz czas więc na recenzję.


Dwudziestoparoletni Thomas (Max Boublil) jest niespełnionym muzykiem. Największym osiągnięciem w jego życiu jest okazjonalne grywanie z zespołem na weselach. Gdy spotyka Lolę (Mélanie Bernier), postanawia porzucić marzenia i zająć się poważniejszym podejściem do życia. Jego nastawienie ponownie zmienia dopiero... teść (Alain Chabat, możecie go kojarzyć chociażby z "Asterix i Obelix: Misja Kleopatra"), który porzuca żonę i postanawia wejść w świat młodzieżowych imprez i showbiznesu.

Choć przez jakieś pierwsze pięć minut film, wydawać się może, że dostaliśmy kolejną produkcję romantyczną, to szybko całość przechodzi w tryb stricte komediowy. Wątek miłosny również jest jednym z motorów napędowych "Wiecznych chłopców", ale jest on skutecznie "ukrywany" przez wszędobylski humor. To dobrze, bo zwiększenie ważności motywów romantycznych mogłoby wartość tego filmu raczej jedynie obniżyć.

Tym bardziej, że żarty we francuskiej produkcji stoją na naprawdę niezłym poziomie. Oczywiście nie jest to żaden humor ambitny, ale zdecydowanie przyjazny dla każdego widza. "Wieczni chłopcy" pod tym względem to połączenie tego, co dobre w typowych komediach francuskich z gagami czerpiącymi trochę z tytułów amerykańskich. Ortodoksyjni zwolennicy "czystego" humoru z kraju Louisa de Funès mogą być więc odrobinę zawiedzeni, cała reszta powinna jednak wyjść z seansu jak najbardziej zadowolona.

Dobre wrażenie potęguje również reszta "luzackich" elementów w filmie. Aktorzy (szczególnie ci od dwójki głównych bohaterów) spisali się na medal i stworzyli swoimi postaciami naprawdę pozytywną atmosferę. Jest dobrze również w kwestii soundtracku. Twórcy przygotowali kilka zabawnych gagów związanych z muzyką, a w pozostałych momentach dostarczyli porcję wielu odpowiednich kawałków. Na pewno największym smaczkiem w tym przypadku jest pojawienie się piosenki, jak i samej postaci słynnego Iggy'ego Popa.

Jeśli chcecie się sporo pośmiać, "Wieczni chłopcy" są dla Was. Niezależnie, czy stawiacie na seans samotny, ze znajomymi, czy z chłopakiem/dziewczyn - francuska produkcja spełni swoje zadanie w każdym przypadku. Nie będzie to może jeden z najlepszych filmów Waszego życia, ale zapewne chętnie polecicie go również innym przy odpowiedniej okazji. Ja zaś "Wiecznych chłopców" polecam teraz. Bo warto.

2 komentarze:

  1. hah, ja też ostatnio zacząłem częściej sięgać po francuskie kino, bo wcześniej tylko przypadkiem oglądałem. Ci ludzi tam są rewelacyjni. Zupełna świeżość. Nie ma tam standardowych schematów fabuły i nawet z komedii romantycznej (gdzie po amerykańskich produkcjach i polskich próbach już miałem wstręt do tego gatunku) potrafią zrobić świetne kino - polecam "Wspaniałą" (najlepiej z dziewczyną obejrzeć). A i Melanie Bernier - szybko stanęła na podium mojego rankingu i najpiękniejszych i utalentowanych aktorek.
    Musze obejrzeć tych "Wiecznych Chłopców"

    p.s. Stary, ja już zaczynam Ci pisać drugiego bloga w komentarzach :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za tytuły, dodaję je do listy "warto by obejrzeć" :)

      Co do komentarzy - ja się cieszę :D

      Usuń