Kiedy na początku bieżącego roku przeczytałem i zrecenzowałem dla Was "Solaris", wiedziałem już, że nie będzie to ostatnia książka Stanisława Lema, jaką dane mi w życiu przeczytać. Nie spodziewałem się jednak, iż za pół roku odnajdę w piwnicy ogromną kolekcję jego dzieł. Szybko wtedy postanowiłem zabrać się do jej czytania, przez co na pierwszy ogień padły "Dzienniki gwiazdowe". Oczywiście dzisiejsza recenzja nie będzie odpowiadała na pytanie "czy", ale "dlaczego" tytuł ten warto sprawdzić.
"Dzienniki" są pozycją dość nietypową, bo zawierającą pakiet opowiadań, które w powstawały w naprawdę przeróżnych okresach czasu. Łączy je bohater, Ijon Tichy, słynny kosmiczny podróżnik, przemierzający wszechświat we wszystkie możliwe strony. Ba, zdarza mu się nawet podróżować w czasie. Sława, jaka urosła wokół niego, jest jednym z głównych motorów napędowych jego możliwości przeżywania nietypowych przygód.
Te zaś bez wyjątków kosmicznie wciągają. Lem bardzo zgrabnie wprowadza nas szybko w sytuację każdego opowiadania, a potem rozwija ją i kończy w równie świetny sposób. Samego Ijona Tichego zresztą trudno nie polubić. Wpadającego co rusz w tarapaty, dzięki którym jednak czytelnik ma zapewnione multum rozrywki.
Jednakże nie tylko o zabawę tu chodzi. Wśród ciekawych przygód i wszędobylskiego humoru, u Lema nie mogło bowiem zabraknąć dyskusji na tematy nie tylko związane z przyszłością, ale i mające ewidentne odniesienia do czasów zarówno mu, jak i nam współczesnych. Przewijają się tu kwestie wiary w Boga czy ustrojów politycznych. A wszystko to dobrze wplecione w resztę opowieści i wciąż wciągające. Nawet wtedy, gdy dyskusja tego typu zajmuje większość miejsca w danym opowiadaniu.
Lem to także symbol świetnego stylu pisarstwa. Tak, wiem, w recenzji "Solaris" trochę nań narzekałem, ale teraz naprawdę doceniłem ten artyzm, kryjący się w jego słowach. Lem używa cudownego języka, naszpikowanego wymyślnymi neologizmami, ale i zachowującego cechy pięknej polszczyzny. Jeśli od kogoś rodzimi autorzy mogliby się uczyć stylu, to na pewno właśnie od autora przygód Tichego.
"Dzienniki gwiazdowe" to tak naprawdę literatura dla każdego. Od niedzielnych czytelników, którzy skupią się na rozrywce płynącej z fabuły, po tych, szukających ambitnej lektury. Jeśli miałbym wskazać, czy czytać Lema lepiej zacząć od "Dzienników" czy "Solaris" - wybrałbym ten pierwszy tytuł. Spodobał mi się bardziej i na pewno wystarczająco mocno, bym mógł powiedzieć: spodziewajcie się wkrótce recenzji kolejnych dzieł pana Stanisława.
0 komentarze: