O zakupie i przymierzeniu się do czytania "Solaris" pisałem w jednym ze styczniowych postów. Już wtedy zwróciłem uwagę, że mój brak wiedzy na temat twórczości Lema sam uznałem za karygodny, dlatego dorwanie wreszcie którejś z jego książek, było dla mnie koniecznością. Padło na "Solaris" bo to jedna z najsłynniejszych (jeśli nie najsłynniejsza) powieść rodzimego prekursora science-fiction. W ubiegły weekend całość wreszcie skończyłem i mogę ją tutaj ocenić.
Motorem napędowym powieści jest "mieszkaniec" tytułowej planety Solaris. To tajemniczy ocean, zajmujący prawie całą jej powierzchnię, wykazujący jednak własną inteligencję. Ludzkość pragnie Kontaktu z obcą cywilizacją, w tym przypadku bardzo nietypową. Tym samym na Solaris wybudowana zostaje baza, na którą w książce przybywa niejaki Kelvin, naukowiec mający sprawdzić co u załogi. Podczas pobytu na stacji bohater przekonuje się o nietypowych zjawiskach mających ostatnio na niej miejsce. Zaczynają one dotykać również jego samego.
Dzieło Lema łączy w sobie wiele różnych podejść do literatury. Pod płaszcz science-fiction zostaje wrzucona szczypta powieści sensacyjnej, trochę badań nad psychologią bohaterów, filozofowanie oraz swoiste popularnonaukowe opisy planety Solaris. To właśnie za nie należą się w szczególności pokłony dla autora. Stworzył on w jednej, niedługiej książce, potężną bazę wiedzy na temat fikcyjnego świata, z dokładnym opisem każdego zjawiska nań zachodzącego.
Oprócz tego ważny w powieści jest również jej aspekt filozoficzny. Lem kryje pod historią rodem z przyszłości mnóstwo przemyśleń, mających znaczenie w każdym możliwym okresie czasu. "Solaris" to powieść dwupłaszczyznowa, którą można tłumaczyć również metaforycznie, a nie jedynie skupiać się na jej sensie dosłownym. Znajdziemy tu zarówno odniesienia do przywiązania i miłości wobec drugiej osoby, zatracania się w chorobie psychicznej, jak i religii.
Ponarzekać muszę z kolei odrobinę na styl pisania Lema. Będzie to jednak krytyka bardzo subiektywna i zapewne obiektywne recenzja pokażą wam ten aspekt w zupełnie inny sposób. Mam bowiem wrażanie, że autor czasem gubi się zarzucając nas wspomnianymi popularnonaukowymi opisami i filozoficznymi przemyśleniami, by po chwili wrzucić nas w wir bardzo prostych dialogów. Nie są one złe, ale takie... zwyczajne, niczym niewyróżniające się, kontrastujące jednak z resztą elementów. Na całości zaś trzeba się mocno skupić, by nagle nie zgubić wątku. Każda myśl niezwiązana z książką może nam skutecznie poplątać fabułę. Podobna sytuacja miała miejsce choćby w przypadku "Lolity".
Po przeczytaniu "Solaris" wiem jedno - na pewno nie będzie to moja ostatnia książka Lema. Prawdopodobnie następnym razem sięgnę po "Powrót z gwiazd", więc i recenzji tej powieści możecie spodziewać się na blogu. A tym czasem kieruję was ku półkom z "Solaris", bo to książka bardzo dobra i nie poruszająca jedynie tematyki science-fiction, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze) |
0 komentarze: