Polscy wydawcy muzyczni rosną w siłę

Polski rynek dystrybucji muzyki ciągle się rozwija. Coraz trudniej niektórym użyć wymówki, że płyt ich ulubionych zespołów nie da się dostać w naszym kraju. Inni z kolei wreszcie mogą się cieszyć własnym egzemplarzem cedeka zagranicznego bandu. Wydawcy zaczynają wychodzić naprzeciw wielu różnorodnym słuchaczom.

Sam przynajmniej dwa razy ucieszyłem się z płyt, jakich nie spodziewałem się dostać w Polsce. Najpierw była to "Trylogia" The Weeknd, którą chciałem nawet sprowadzać z zagranicy. Tymczasem po odczekaniu paru dniu, okazało się, że kompilacja będzie oficjalnie dystrybuowana w naszym kraju. Pre-order oczywiście poleciał, a ja dostałem zamówienie jeszcze przed oficjalną, polską premierą.

Druga sytuacja była chyba jeszcze większym zaskoczeniem. Przechodziłem między półkami Empiku i nagle spostrzegłem coś, co wiedziałem, że zdobyć muszę. Mowa o niczym innym, jak o soundtracku z filmu "Searching for Sugar Man". Film ma u nas premierę dopiero pod koniec miesiąca, zapewne nie będzie wyświetlany we wszystkich kinach, a mimo to ten wyjątkowy cedek, w ilości kilku egzemplarzy, leży sobie wygodnie na półce rodzimego sklepu. I ponoć całkiem dobrze się sprzedaje. Nie ma normalnych  płyt Rodrigueza, ale OST to dobry krok.

Podobnie na półkach polskich sklepów można znaleźć inne soundtracki. Większość to oczywiście ścieżki dźwiękowe najsłynniejszych hitów, w rodzaju "Hobbita", "Les Miserables", czy "Django". Widać, że ludzie lubią sobie iść po filmie prosto do pobliskiego sklepu i zakupić muzykę z niego. I dobrze.

Cieszy mnie również zainteresowanie dystrybucją zagranicznego rapu. Są u nas oficjalnie wydawane takie płyty jak "Take Care" Drake'a, "Good Kid, M.A.A.D City" Kendricka Lamara i "LONG.LIVE.A$AP" A$AP Rocky'ego. A Dizzy'ego Rascala da się zgarnąć w promocyjnej cenie, wynoszącej dziesięć złotych.  Nice. Brakuje mi tylko Macklemore'a i jego "The Heist".

Przestańmy tak mocno narzekać na polskich wydawców. Jasne, płyty zagraniczne często są droższe od tych stworzonych przez rodzimych artystów, ale warto od czasu do czasu coś kupić, choćby jedną płytę. Dlaczego? By pokazać, że nasz rynek rzeczywiście potencjał ma i sprowadzanie do nas niszowych płyt nie idzie na marne. Może kiedyś doczekamy się tak zaopatrzonych sklepów, jak choćby brytyjskie HMV.

P.S. O kilku ze wspomnianych w tekście płyt znajdziecie informacje w moim muzycznym podsumowaniu roku 2012.
(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)
Źródło: Flickr.com

2 komentarze:

  1. Szkoda, że nie sprowadzają winyli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, sam nie mam gramofonu, ale się nad nim zastanawiam. Ale w większych Empikach chyba winyle są. No i wielki props dla polskich artystów, którzy też coraz chętniej wydają placki.

      Usuń