500 dni miłości

"Czas odpocząć od tych oscarowych filmów", pomyślałem w ostatni weekend. Zdecydowanie miałem ochotę obejrzeć coś innego niż jeden z trzech, pozostałych mi do sprawdzenia, tworów wybranych przez Akademię. Przypomniało mi się, że w kolejce czekał film "500 dni miłości", który wisiał na mojej liście z dwóch powodów. Pierwszym jest Zooey Deschanel (pisałem o niej TU i TU), drugim zaś Joseph Gordon-Levitt (o nim z kolei było TU). Jeśli mam obejrzeć romansidło to musi ono albo mieć na koncie dużo nagród, albo muszą w nim występować wyjątkowo lubiani przeze mnie aktorzy. W tym przypadku punkt drugi został spełniony.

Fabuła jest chronologicznie bardzo pomieszana. Już na początku otrzymujemy informację, iż główny bohater, Tom Hansen (Gordon-Levitt) został porzucony przez swoją ukochaną, niejaką Summer Finn (Deschanel). Potem zostajemy wrzuceni do pierwszego z pięciuset dni wspólnego egzystowania naszej wspaniałej dwójki. Następnie jesteśmy na zmianę teleportowani raz pod koniec wspomnianego okresu, a raz na jego początek.


Nie jest to pięćset dni związku, ani też polskie "500 dni miłości". Dlatego według mnie angielska nazwa filmu jest o wiele lepsza (choć na pewno mniej chwytliwa). "500 Days of Summer" można bowiem przetłumaczyć np. jako "500 dni z Summer". A to zdecydowanie lepiej oddaje charakter omawianej produkcji. Sam bowiem fakt myślenia Toma o ukochanej jest głównym temat fabuły filmu.

Twór Marca Webba na pierwszy rzut oka posiada historyjkę dość tradycyjną dla romansidła. W rzeczywistości jest jednak zupełnie inaczej. Film to nie ckliwa opowiastka o parze kochanków, a ciekawa opowieść o trudach i pozytywnych momentach dość dziwnego uczucia. Dwa różne rodzaje postrzegania świata, dwa odmienne spojrzenia na miłość.

Jeśli chodzi o aktorów, to trzeba zaznaczyć, że odtwórcy głównych ról wypadli świetnie. Każde z nich perfekcyjnie odnajduje się w swej postaci. Zooey skutecznie zrzuca tutaj swoją klasyczną romantyczność, a Joseph z kolei skutecznie jej nabiera i prezentuje czasem pozycję wręcz współczesnego Wertera. Jeśli chodzi o pozostałych aktorów, to właściwie równie dobrze mogłoby ich nie być. Geofrey Arrend w roli przyjaciela Toma miał chyba pełnić rolę typowego kumpla-śmieszka, ale tym razem nie do końca dobrze się to udało. Jest też drugi klasyk tego typu filmów, czyli młodsza siostra głównego bohatera. Niestety ta wypada czasem nazbyt wkurzająco.

Podobał mi się ten film. Nie potrafię jednak do końca wytłumaczyć dlaczego. Może przez trochę mniej typowe niż zwykle ujęcie tematu, może przez świetnie zagrane główne role. A może dlatego, że historia z "500 dni miłości" przypomina mi w pewnym sensie część mojego własnego życia. Ja i Tom Hansen mamy chyba trochę wspólnego. Odpowiednik Summer też istnieje :)

(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)

2 komentarze:

  1. Zdecydowanie głowni bohaterowie dobrani perfekcyjnie, zgadzam się też z tym, że tytuł powinien brzmiec "500 dni z Summer". Naprawdę nie rozumiem, czemu zawsze muszą na siłę zmieniać te tytuły. Podobnie było na przykład w wypadku "Limitless" co szkodziłoby im nazwać ten film "bez limitu" ? (co dużo lepiej odzwierciedlałoby temat filmu) jestem dopiero początkująca więc zapraszam do mnie :) Pewnie niedługo również stworze jakąś recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Angielski tytuł ma tę drobną przewagę, że jest niejednoznaczny. Nawiązuje jednocześnie do pięciuset dni lata, jak i okresu spędzonego z bohaterką imieniem Summer. W Polsce zastosowanie takiego zabiegu byłoby niemożliwe z racji braku korelacji językowej pomiędzy imieniem a nazwą pory roku.

    Tytuły filmów wydanych za granicą NIE SĄ TŁUMACZENIAMI. To wydawca filmu w danym kraju określa tytuł filmu. Nie musi on nawiązywać do oryginalnej nazwy, chyba, że producent/reżyser zastrzega sobie prawo do wpływania na decyzję wydawcy.

    Recenzja mdła. Jak wykorzystujesz treść z innych swoich artykułów to streść o co Ci chodzi, ponieważ nie sądzę, żeby komukolwiek chciało się przeglądać XX recenzji aby dowiedzieć się co miałeś na myśli.

    heya,
    Delikatny z Filmweb'u

    OdpowiedzUsuń