Bezsenność w Tokio

Miasto, które bym odwiedził najchętniej. Miasto, w którym chciałbym spędzić dłuższy czas - kilka miesięcy, może nawet lat. Tokio. Stolica uwielbianego przeze mnie Kraju Kwitnącej Wiśni. Zamieszkałego przez lud wyjątkowo dziwny dla "normalnych" mieszkańców Ziemi. I gdy już myślałem, że coś tam o tej Japonii wiem, zostałem mocno wyprowadzony z błędu. Na moim Kindle dość niespodziewanie wylądowała książka Marcina Bruczkowskiego, "Bezsenność w Tokio". I od razu zdobyła sobie moje serce. Od dłuższego czasu żadna lektura nie wciągnęła mnie aż tak.

Marcin Bruczkowski mieszkał przez dziesięć lat w japońskiej stolicy. To właśnie swe życie w Kraju Kwitnącej Wiśni zawarł on w książce. Żywot studenta, salarymana, a szczególnie gaijina, czyli cudzoziemca na skośnookiej ziemi. Japonia z oczu człowieka normalnego, widok kraju pod kilkoma względami zacofanego w stosunku do innych. Nie jest to typowy przewodnik, a raczej "normalna", fabularyzowana historia, która naprawdę się wydarzyła.

Samego Marcina poznajemy podczas nocnej przechadzki po przedmieściach Tokio. Już sam początek pokazuje mnóstwo ciekawych smaczków, których nie znajdziecie w żadnym oficjalnym poradniku książkowym, czy programie telewizyjnym. Skąd można wziąć za darmo porządny telewizor? Co dobrego zjeść w środku nocy? Czym są "zepsute" automaty z napojami? Na te pytania odpowiada już sam początek tworu Bruczkowskiego.

Podczas pierwszej historii poznajemy też Irlandczyka Seana, który później stanie się najlepszym przyjacielem głównego bohatera. To ta dwójka będzie szczególnym motorem napędowym historii w "Bezsenności w Tokio". Lubiący sobie popić i popatrzeć na ładne Azjatki. Ot, normalni ludzie, z którymi ma się wrażenie razem przeżywać każdą przygodę. I choć teoretycznie historia z książki mogłaby się przydarzyć każdemu, to ma się wrażenie jej wyjątkowości.

W dużej mierze to zasługa bardzo dobrego, luźnego stylu autora. Coś, czego wielu pisarzy nie potrafi osiągnąć, Marcin pokazał już przy swojej pierwszej książce. Całość napisana jest lekkim piórem, Bruczkowski nie stara się tworzyć niczego przeintelektualizowanego. W świetny sposób udało się mu również wprowadzić do całości słówka japońskie. Da się do nich szybko przyzwyczaić i ma się wrażenie, że bez nich tekst byłby wręcz niemożliwy do stworzenia.

Wszystkie przygody z "Bezsenności w Tokio" najlepiej poznać samemu. Sam jednak kompletnie nie wiedziałem przed kupnem, jak książka będzie wyglądała, toteż miałem pewne obawy. Zostały one jednak szybko odsunięte na bok, bo Bruczkowski porwał mnie w swoją historię lepiej niż wielu słynnych autorów. By jednak zachęcić Was jeszcze bardziej, podpowiem, że w książce znajduje się miedzy innymi długa przygoda autostopem po Japonii, zatrzymanie przez policję, parapetówka w małym, tokijskim mieszkanku, czy przygody z pracy klasycznego salarymana. I nawet te ostatnie czyta się świetnie! To historia Japonii, jakiej nie znacie.

Jeden z moich osobistych must-read. Polecam, nie tylko fanom Kraju Kwitnącej Wiśni.

(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)

0 komentarze: