"W walentynki walę tynki". "To takie komercyjne święto". "Powinno się wyznawać miłość każdego dnia, a nie tylko dzisiaj". "Jebać walentynki". "Wszędzie wokół mnie tyle serduszek, oh bosze, jakie to okropne". Najprawdopodobniej przynajmniej raz słyszeliście lub przeczytaliście dzisiaj jedną z podobnych fraz. Czternasty lutego to bowiem dzień świętego Walentego, a co za tym idzie, świetny czas na pokazanie swojego idiotycznej nienawiści do tej okazji.
Lubię walentynki. Odkąd pamiętam, zawsze wydawały mi się one przyjemnym, ciepłym świętem, w którym ludzie wyznawali sobie uczucia po raz pierwszy, celebrowali dotychczasowy, wspólny czas i tym podobne. Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się ze szczerego serca (jakże to ironicznie brzmi) hejtować, czy w jakikolwiek sposób krytykować czternastego lutego. Jednocześnie, zawsze dziwili mnie osobnicy nastawieni antywalentynkowo.
Powiedzmy sobie szczerze - większość osób unikających dzisiejszego święta to samotnicy. Narzekają na pary chodzące po ulicach, bo oni nie mają z kim wyskoczyć na randkę. Narzekają na serduszka i prezenty, bo wiedzą, że nie dostaną prezentu. Narzekają pisząc debilne wpisy na Fejsbuczku, bo potrzebują wsparcia takich samych osobników jak oni. Idiotów.
Nie, nie mówię, że ludzie samotni nie mają prawa dzisiaj posmutać, posłuchać smętnych piosnek i wypić przy lustrze wino. To normalne, nie każdy potrafi wytrzymać tego typu najazd zakochańców. Nie oznacza to jednak, że trzeba od razu nienawidzić samych walentynek i rzucać w nie błotem, tylko z powodu własnego nieszczęścia. Większość takich ludzi, gdyby miała partnera, spędziłaby z nim wspólnie cały dzisiejszy dzień. A potem wrzuciła na Fejsbuczku status: "Wspaniałe walentynki, cały dzień z nim <3 :*".
O innych typach antywalentynkowców świetnie napisał Kominek, więc ja po prostu odsyłam do jego tekstu. Ja też "lubię walentynki i gardzę tymi, którzy nie lubią".
(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w innym rozmiarze) Źródło: Flickr.com |
Weź! Nie wszyscy, którzy nie lubią tego święta to idioci. To też nie koniecznie samotnicy, ani autorzy debilnych wpisów na facebooku. Na pewno nie barany! (z artykułu; tu już przesadził). Wydaje mi się, że ten dzień ma tylko w pewnym stopniu pozytywny wydźwięk. Pewnie że jest okazją do powiedzenia tych dwóch słów osobom nam najbliższym i świetnym dniem na romantyczną kolację. Poza tym to miłe widzieć tyle par, taką wirującą w powietrzu miłość. ALE jest też zła strona mocy. Co z tymi biednymi samotnymi nieszczęśliwcami? Nie istnieje dla nich żadna alternatywa. Cały dzień muszą oglądać szczęśliwe obrazki i rumiane twarze, powstrzymując się od wyrażania swoich niekoniecznie pozytywnych opinii, bo zostaną nazwani "baranami". Powinni grzecznie przycupnąć w kącie i schować się pod kocem i być niewidzialnymi, czy tak?
OdpowiedzUsuńDlaczego od razu gardzić innymi? Przecież każdy ma swoje, godne uszanowania zdanie.
PS.Sory, że bawię się w blogowego archeologa :)
Widać, że Walentynki się zbliżają, skoro odkopujesz post sprzed roku :D
UsuńCo do komentarza natomiast: nie chodzi o przycupnięcie w kącie, ani nic w tym rodzaju. Rozumiem, że istnieją osoby samotne, którym Walentynki naprawdę mogą doskwierać. Prawda jest jednak taka, jak napisałem w samym wpisie - wiele z tych osób, gdyby było w związku, robiłaby te same "idiotyczne" rzeczy, co pary w swoje wyjątkowe święto. Dlaczego więc miło zapatrywać się na ludzi (że hipokrytów to swoją drogą), którzy na nas tego dnia patrzą z niesmakiem? Oczywiście, każdy ma swoje zdanie, które w mniejszym lub większym stopniu teoretycznie powinno się szanować. Jeśli jednak to zdanie się mi nie podoba - czy oznacza to, że nie mogę go skrytykować? Gdyby tak było, świat byłby naprawdę nudny :)