Nie próbuj dążyć do językowej perfekcji

Od czasu do czasu, zdarza się chyba każdemu z nas spotkać ludzi, którzy poprawiają każdy nasz błąd językowy. Niektórzy słuchając takiego ciągłego poprawiania, zaczynają nawet czuć się ostatecznie głupkami i postanawiają również stać się tzw. "gramatycznymi nazistami". Jeśli Wy jeszcze nie ruszyliście w tym kierunku, ale powoli zastanawiacie się nad dążeniem do językowej perfekcji - ostrzegam, cytując Aleksandra Kwaśniewskiego: "nie idźcie tą drogą!".

Jasne, umiejętność poprawnego posługiwania się polskim jest na pierwszy rzut oka fajna. Jeśli traficie do jakiegoś snobistycznego towarzystwa, to i będzie ona wręcz wymagana. Po pewnym czasie, dostrzega się jednak czarną stronę perfekcjonistycznej wiedzy. Tak jak kiedyś nasze błędy torturowały uszy innych, tak samo i my zaczynamy czuć ból przy każdej pomyłce językowej, jaką dane nam jest słyszeć.

Pal licho, jeśli mowa o "włanczać" czy "wziąść". Coraz więcej osób zostaje uświadomionych na temat takich podstawowych błędów, więc coraz rzadziej słyszy się je w powszechnym użyciu. Gorzej, gdy do akcji wkraczają zaimki "tę" i "tą". Jeśli nauczycie się tej jakże trudnej sztuki dopasowywania ich do odpowiednich rzeczowników na podstawie końcówki, Wasze życie zmieni się w katorgę.

Przyznajmy jednak szczerze - są ludzie, którzy zasady językowe powinni znać. Nauczyciele i wykładowcy chociażby. Ostatnio parę razy zgrzytałem zębami, gdy słyszałem "tę" wrzucone zamiast "tą" albo i nawet wspomniane już "włanczać", użyte przez człowieka uczącego na uniwersytecie. Ponoć najlepszym w Polsce, swoją drogą. O tym, że dany osobnik prowadzi humanistyczny przedmiot, już nie wspominam. Choć w sumie właśnie to zrobiłem.

Najważniejsi ludzie w państwie również powinni coś na temat poprawności językowej wiedzieć, prawda? Nie przysłuchuję się zbytnio rozmowom polityków, dlatego trudno mi powiedzieć, czy tacy Tusk i Kaczyński dobrze posługują się językiem polskim. Wspomniałbym coś może o panu prezydencie, ale jakkolwiek wydaje się on sympatycznym człowiekiem, to w "bulu i nadzieji" łączę się z jego znajomością poprawnej polszczyzny. Wybaczcie - musiałem.

Są dwa wyjścia z tej nieciekawej sytuacji. By wszyscy byli zadowoleni, albo "nieoświeceni" musieliby poznać tajniki rodzimego języka, albo perfekcjoniści musieliby umrzeć. Jak więc widać, do ideału nie dojdziemy. Jeśli jednak Wy nie widzicie za nic w świecie różnicy między "tą" a "tę", a i przyczepiania się do "włanczać" nie rozumiecie - nie próbujcie tego zmieniać. Chociaż Wam wyjdzie to na dobre.

Źródło: Flickr.com

4 komentarze:

  1. Mnie osobiście odpala się tryb grammar nazi, gdy słyszę wciskane na chama 'bynajmniej', gdzie ono nie ma prawa bytu. Bynajmniej =/= przynajmniej, no kurczę. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tak samo! :D Tym bardziej mnie to drażni, że poprawne używane "bynajmniej" wręcz uwielbiam <3

      Usuń
    2. Ej no dokładnie! 'Bynajmniej' w odpowiednim miejscu jest naprawdę spoko. :D

      Usuń
  2. Mój brat śmieje się z tego mojego "włanczać", a mi to tak weszło w nawyk, że nie mogę się oduczyć :) A zębami zgrzytam tylko na "pisze" zamiast "jest napisane" :)

    OdpowiedzUsuń