Dzisiejszym gościem akcji jest warszawski raper Skajsdelimit. To autor między innymi krążka nagranego wspólnie z Zaginionym, będącym aktualnie reprezentantem wytwórni Koka Beats. Poza standardowymi produkcjami rapowymi, znany on jest również ze swej działalności freestylowej. Do tego, Skajsdelimit jest również instruktorem licznych warsztatów, wchodzących chociażby w skład projektów "Hip-Hop Przeciw Przemocy" czy brytyjskiego "Hip-hop For Social Cohesion And Active Citizenship".
A co na temat książek ma do powiedzenia raper?
Zacznijmy może od tego, że – moim zdaniem – bez literatury nie ma rapu, tak samo jak filmu, teatru czy nawet malarstwa. Każdy świadomy twórca, również raper, powinien znać podstawy sztuki literackiej, przynajmniej rozróżniać epoki, podstawowe prądy, znać najważniejsze dzieła, słowem – pojąć podstawy wiedzy przekazywane w szkole średniej. Absolutnie nie neguję naturszczyków, raperów, którzy skończyli tylko podstawówkę, jednak – wraz z ich twórczym rozwojem – powinno przyjść zaciekawienie czymś więcej niż tylko melanżem, swoją klatką, podwórkiem, dzielnicą… Czytanie niesamowicie rozwija i nie jest to tylko pusty slogan.
Pierwszą książką, która zrobiła na mnie duże wrażenie była powieść totalna, definicja idealnej powieści, czyli „Lalka” Prusa. Nie rozwodząc się zbytnio mogę obiektywnie stwierdzić, że jest to największe dzieło literatury polskiej w gatunku powieść. Wielu literaturoznawców wykazuje wyższość Prusa nad Sienkiewiczem i ja się z tym zgodzę. W „Lalce” masz przeróżne podgatunki, niektórzy odnajdują w niektórych jej fragmentach nawet zalążki strumienia świadomości, którego odkrycie przypisuje się, jak wiadomo, Jamesowi Joyce’owi. Wielkie wrażenie zrobiła też na mnie „Czarodziejska góra” Manna. Takie były początki.
Studiowałem filologię polską i filmoznawstwo, i to podczas studiów tak naprawdę zacząłem swoją przygodę z czytaniem. Pozycje takie jak „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego (swoją drogą niezłego świra, typa, który pod koniec XVIII wieku zjeździł pół świata, jako pierwszy Polak odbył lot balonem, a na koniec popełnił samobójstwo srebrną kulą, którą specjalnie w tym celu szlifował od wielu lat), zajebiście zekranizowany przez Hasa, mistyczne wkręty barkowców Johna Miltona czy Johna Donne’a, poezja Williama Blake’a świetnie użyta przez Jarmuscha w „Truposzu”, cała twórczość Norwida, „Brzuch Paryża” Zoli, „Stracone Złudzenia” Balzaca, poezje Lucjana Rydla i dramaty modernistyczne, „Transatlantyk” Gombrowicza, pisarstwo Brunona Schultza, czy pokręcona lingwistycznie twórczość Mirona Białoszewskiego – wszystko to polecam w ciemno każdemu czytelnikowi akcji.
Moim szczególnie ukochanym pisarzem, a zarazem takim, którego uważam za najwybitniejszego spośród żyjących polskich powieściopisarzy, jest Wiesław Myśliwski. Jego powieść „Widnokrąg”, za którą otrzymał Nike jest absolutnie powalająca. To jedyna książka, po przeczytaniu której, nie mogłem dojść do siebie przez długi czas. Dziewięć pierwszych rozdziałów to przygotowanie na spotkanie z ostatnim, dziesiątym, który dosłownie zwala z nóg. Czytałem też „Kamień na kamieniu”, „Traktat o łuskaniu fasoli” oraz „Nagi sad” i są to rzeczy niezapomniane. Mega zaskoczeniem i wielką radością była dla mnie wiadomość, że Myśliwski wydał kolejną – i niestety chyba już ostatnią – powieść „Ostatnie rozdanie”. Myślałem, że po „Traktacie…” nie zdąży już nic napisać. A tu taka niespodzianka! Właśnie trzymam ją w rękach i zaczynam kolejną filozoficzną podróż. Zajawka totalna.
Bardzo cenię też Czesława Miłosza, a zwłaszcza jego poezje, tryptyk „Wiara”, „Nadzieja”, „Miłość”, tłumaczenia poezji haiku, odwołania do „Ludzi wydrążonych” T. S. Elliota… To twórca romansujący z buddyzmem, kulturą zen, która – za sprawą filmów Yasujiro Ozu – jest mi szczególnie bliska. Swego czasu uwielbiałem wiersze Krzysztofa Koehlera, a szczególnie te prywatne, intymne, jak choćby zbiór „Na krańcu długiego pola”. Ja w ogóle lubię sztukę taką bardziej wsobną, intymną, nie jakąś wielką, narodową. To nie dla mnie. Za to też uwielbiam klimatyczną poezję Leśmiana, zwłaszcza wiersz „Dwoje ludzieńków”, który jest niesamowicie wzruszający.
Wspomnę też o znanym i cenionym japońskim pisarzu Harukim Murakamim. Czytałem jego „Koniec świata i hard-boiled wonderland”, powieść nieco fantasy, ale taki bardziej realizm magiczny, a z drugiej strony mistyczną, filozoficzną. Znakomite. A na koniec mistrz Marquez i jego „Sto lat samotności”. Nie czytałem lepszej powieści literatury światowej. Realizm magiczny, który lubię także w filmie (Jakimowski), filozofia bytu. To jest chyba to, co pociąga mnie w sztuce najbardziej. I słychać to chyba w „Legendach płynących z tych okolic”, które nagrałem z Zaginionym na bitach Kłapuha.
PS. Jeśli podoba Ci się akcja "Raperzy czytają", zalajkuj facebookowy fanpage bloga, by być na bieżąco z jej następnymi odcinkami oraz resztą notek.
Wpadłem tylko sprawdzić, czy oby Skajs nie zapomniał po raz milionowy przypomnieć, że studiował filologię polską. I nie zapomniał, choć, jak na polonistę, trochę za dużo błędów interpunkcyjnych :*
OdpowiedzUsuń