Z racji faktu, iż dwa dni temu w sieci pojawił się pierwszy klip promujący nową płytę duetu She & Him, postanowiłem wreszcie wziąć się w garść i wyrazić swoją opinię na temat tego wydawnictwa. Zooey Deschanel i M. Ward mieli przed sobą twardy orzech do zgryzienia - zrobienie albumu lepszego od "Volume 2". Czy zadanie zostało zakończone pomyślnie?
Szczerze mówiąc, już gdy pisałem na blogu informację o wypuszczeniu pierwszego singla z płyty, miałem dość dziwne odczucia. Z jednej strony bowiem szybko nową piosnkę podłapałem i nakrywałem się na nuceniu jej pod nosem. Z drugiej jednak, różniła się ona trochę od dotychczasowych tworów She & Him. Spełnił się najczarniejszy scenariusz, okazało się bowiem, że w podobnym kierunku magiczny duet poszedł również w przypadku reszty utworów.
Na czym ta zmiana polega? Na porzuceniu dość swawolnych, trącających o folk klimatów, na rzecz bardziej rock'n'rollowego stuffu. Można to sobie wyobrazić w dość łatwy sposób: najpierw odpalcie pierwszy kawałek z "Volume 3", czyli "I've Got Your Number, Son", zaś potem włączcie track otwierający "Volume 2", "Thieves". Oba te utwory świetnie reprezentują kierunki, jakie zostały obrane na tych dwóch różnych krążkach.
Ale, ale! Co prawda jestem dość mocno zawiedziony takową zmianą, nie oznacza to jednak, że nowy album She & Him jest zły. Co to, to nie. Sam podłapałem już większość tekstów i melodii, dzięki czemu śpiewam je razem z Zooey Deschanel. Na dodatek, pojawiają się tutaj również kawałki nawiązujące do poprzedniego "etapu twórczości" Jej i Jego. Dla przykładu, po czterech pierwszych, dość właśnie rock'n'rollowych piosenkach, dostajemy "Turn to White", w którym znów M. Ward zaczyna spokojnie przygrywać na gitarze, tworząc spokojny, charakterystyczny klimat. Stoi on obok między innymi "Hold Me, Thrill Me, Kiss Me", w rzędzie najlepszych kompozycji z całego "Volume 3".
Powoli zbliżając się do końca, napomknę jednak o jeszcze jednej wadzie nowego albumu She & Him. Szczerze miałem nadzieję, że M. Ward postanowi odpuścić sobie udzielanie się jedynie w sferze instrumentarium i zawalczy o mikrofon z Deschanel. Niestety tak się nie stało. Cholera, przecież w "Ridin In My Car" z poprzedniej płyty, chemia pomiędzy nimi były ewidentnie widoczna. Szkoda, że nie zostało to wykorzystane wreszcie na najnowszym wydawnictwie.
Ja już wiem, że "Volume 3" nie zrzuci z podium płyt na lato swojej poprzedniczki. Mimo tego, czuję, iż również ta nowicjuszka zawita od czasu do czasu na moich słuchawkach. To w końcu wciąż She & Him - trochę inne klimatycznie niż dawniej, ale wciąż dobre w tym, co robi.
0 komentarze: