Wojewódzkiego można lubić albo i nie, jednak nawet najwięksi przeciwnicy TVNowskiego showmana nie mogą mu zarzucić, że zaprasza on do swego programu jedynie telewizyjne gwiazdeczki. W przeciwieństwie choćby do Szymona Majewskiego, czy wielu amerykańskich prezenterów, często rozmawia on bowiem również z osobami nieznanymi statystycznemu Polakowi. Tak też zrobił podczas swego dwusetnego odcinka, gdy obok Dody posadził zestresowanego i skromnego Marka Dyjaka. Dlaczego? Po to, by, jak sam powiedział, go rozreklamować.
Ja sam jedynie pośrednio dowiedziałem się o Dyjaku z programu Wojewódzkiego. Pewnego słonecznego (chyba) dnia trafiłem bowiem na Onecie na artykuł o nim, nawiązujący między innymi do występu w programie Kuby. To z niego właśnie dowiedziałem się, kim ten cały Dyjak jest. Byłem wręcz zniszczony. Wy również powinniście sięgnąć po jego historię, czy to w postaci wywiadu u Wojewódzkiego, rozmowy u Rawicza na CGMie, czy też po prostu googlując co nieco. Czy mówiąc, że człowiek ten swego czasu był alkoholikiem pijącym ponad trzy litry wódki dziennie, wystarczająco was zachęcę do sprawdzenia dłuższej biografii? Przecież wiem, że lubicie kontrowersje.
Dyjak był w swym życiu hydraulikiem i pijakiem, teraz zaś jest... śpiewakiem. I to właśnie tą ostatnią kwestią zajmę się w dzisiejszym poście na blogu. Ostatnimi czasu do sklepów (oraz choćby do Spotify) trafiła bowiem najnowsza płyta Marka, pod tytułem "Kobiety". Jest to zbiór coverów utworów największych polskich piosenkarek. Cały album to swoisty tribute dla nich wszystkich.
Dyjak dostarcza nam całkiem różnorodną, ale zarazem cholernie spójną i harmoniczną całość. Z jednej strony mamy tutaj agresywne "Sic!" Kasi Nosowskiej, z drugiej spokojny "Tomaszów", bazujący na kultowej wersji wiersza Tuwima, wykonanej przez Ewę Demarczyk, a jeszcze w innym rogu stoi energetyczna "Atramentowa rumba", znana najbardziej z wykonania Stanisławy Celińskiej. I choć kawałki wzięte są często z zupełnie różnych odmętów polskiej muzyki, to Marek świetnie odnajduje się na każdym z nich.
Jak na człowieka, u którego ewidentnie słychać normalnie klasyczny, przepity głos, zadziwiająco dobrze wykonuje on także te wolniejsze utwory. Potrafi bardzo spokojnie, wręcz delikatnie wybrzmieć choćby w takim "Kiedy mnie już nie będzie". Pomimo potęgi swego niskiego głosu, ma on w takich momentach w sobie coś wyjątkowo lekkiego. To trochę tak, jakby bestia zamieniła się w potulne zwierzątko domowe. W pozytywnym znaczeniu tej metafory. Oczywiście nie brakuje też kilku agresywnych wykonań, podczas których w uszach bębni wyjątkowa chrypliwość Dyjaka. Te fragmenty to świetne pokazy siły Marka.
Jeśli miałbym wybrać jednego rodzimego wykonawcę, którego zbyt późnego poznania najbardziej żałuję, na pierwszy miejscu wylądowałby aktualnie na pewno bohater dzisiejszego wpisu. Na "Kobietach" odkrywa on nieznane do tej pory strony kultowych polskich utworów kobiecych, oddając jednocześnie jeden z najlepszych hołdów dokonanych w historii naszej muzyki. To płyta hipnotyzująca, wciągająca, której nie da się po prostu tak nagle wyłączyć i zastąpić inną. Miło mi dołożyć choćby tak skromną cegiełkę jak ta notka do rozreklamowania nie tylko tegoż albumu, ale i całej twórczości genialnego Marka Dyjaka.
0 komentarze: