Lubicie oglądać seriale? Bo ja bardzo. Nie jest to może miłość bezgraniczna i całkowita, ale na finały swoich ulubionych produkcji nieraz czekałem z zaciśniętymi pięściami. Nawet gdy staczały się z każdym kolejnym sezonem (vide "Prison Break") lub gdy byłem jednym z ostatnich bezgranicznie oddanych fanów (vide "Lost"). I nawet, jeśli liczba sezonów show zbliżała się do dwucyfrowej wersji.
Dziś będzie o tytule, który nieustannie śledzę od dobrych paru lat. Kiedy to się zaczęło? Dokładnie nie pamiętam. To były któreś wakacje, gdy serial ten miał już na koncie ze trzy albo cztery sezony. Które po odpaleniu pierwszego odcinka pochłonąłem bodajże w dwa tygodnie. O czym mowa? O tytule, który większość osób zna choćby ze słyszenia - "How I Met Your Mother", zwane w naszym kraju "Jak poznałem waszą matkę".
Ciekawą rzeczą jest fakt, że poza klasycznym sitcomowym podejściem, czyli po prostu luźno powiązanymi odcinkami, posiada on też jasną, konkretną tajemnicę, której rozwiązania oczekujemy. Już od roku 2005 najwięksi fani zastanawiali się więc: "kim jest ta cholerna Matka?". The Mother, jak ją cudownie nazwali anglojęzyczni detektywi, to żona głównego bohatera, który pewnego dnia w roku 2030, postanowił opowiedzieć historię jej poznania swoim nastoletnim dzieciom.
Tajemnica rozwikłana została dopiero wczoraj, w finale ósmego, przedostatniego sezonu. Przynajmniej oficjalnie, bo jak dzisiaj wygooglowałem, niektórzy nad wyraz dociekliwi fani rozwiązali zagadkę przy okazji piątej serii serialu. Nieźli są. Szczerze mówiąc, myślałem już, że i tym razem producenci zostawią nas z końcówką pokazującą jedynie nogi The Mother, ale jednak pomyliłem się. Wreszcie wiadomo jak wygląda żonka Teda - czyż to nie wspaniale?
Z jednej strony tak, bo w końcu ja też czekałem na to z niecierpliwością kilka lat. Z drugiej jednak, to rzeczywiście przypomina, że serial zbliża się już ku końcowi. Zresztą wszystkie zmiany w życiu głównych bohaterów powoli nas do tego przygotowywały przez cały ósmy sezon. Przeprowadzki, związki, starzejący się Ted. Chyba jeszcze nigdy nie czułem tak mocno, że serial zbliża się ku końcowi już w przedostatniej serii.
I trochę smutno się robi, bowiem było kilka momentów, w których mnie HIMYM naprawdę podniósł na duchu. Przy tym serialu nie dało się nie uśmiechnąć i nie polubić każdego z głównej piątki bohaterów. Mam nadzieję, że na koniec sezonu dziewiątego producenci dowalą naprawdę rozczulające i świetne zakończenie, które zapadnie w pamięć. Rozstania mało kiedy są dobre, ale jeśli już mają być, to chociaż niech będą naprawdę widowiskowe.
Swoją drogą, po tylu latach czekania Ted mógł dostać coś naprawdę "legen - wait for it - dary". The Mother taka raczej nie jest, ale po dłuższym przyjrzeniu się jej, dostrzegam jednak pewnego rodzaju urok. Not bad.
Żółta parasolka - znak rozpoznawczy The Mother. |
0 komentarze: