Senna - kolejny genialny film dokumentalny

Niedługo po tym, jak na blogu pojawiła się recenzja "Sugar Mana", napisał do mnie jeden z czytelników - Tomasz. Podziękował on a polecenie wspomnianego filmu i sam postanowił podrzucić mi ciekawy tytuł. Chodziło o "Sennę". Długo wstrzymywałem się przed wzięciem za ten tytuł, ale ostatnio postanowiłem wreszcie odpalić go i usiąść wygodnie przed telewizorem. Czy było warto? Przekonacie się w dalszej części recenzji.

Fabuła traktuje o tytułowym Ayrtonie Sennie, kierowcy Formuły 1, który jakieś dwadzieścia lat temu (wow, ale ten czas szybko leci) był uznawany przez wielu za najlepszego w swoim rodzaju. Film opowiada bardzo skrupulatnie życie głównego bohatera, szczególnie aspekty sportowe, począwszy od jego pierwszego wyścigu aż po tragiczną śmierć. Są archiwalne nagrania oraz kilka współcześnie nagranych wywiadów z ekspertami. Wszystko to tworzy spójną i bardzo dobrze połączoną całość.

Szczerze muszę przyznać, że choć sam w pewnym momencie, jeszcze przed Kubicomanią, mocno interesowałem się F1, to jednak o Ayrtonie nie było mi dane wiedzieć zbyt wiele. Jasne, znałem różne podstawy, widziałem kilka jego występów na YouTube, ale wciąż była to dla mnie obca postać. Film tym samym ukazał mi tyle niesamowitych nowości z życia Senny, że przez cały czas jego trwania patrzyłem non stop w ekran. 

Tytuł ten, pomimo skupienia się na raptem paru latach wyciętych z życiorysu słynnego kierowcy, fabularnie po prostu miażdży. Konflikty, afery, talent, rywalizacja, przyjaźń, miłość - to wszystko znajdziecie w "Sennie". Chcecie się powzruszać? Nie ma problemu. Co prawda film nie wywołał u mnie płaczu, ale naliczyłem trzy momenty, podczas których większość osób wręcz zaleje podłogę. Jeden z tych fragmentów jest bardzo optymistyczny, dwa bardzo smutne. Dla każdego coś dobrego.

Przed seansem, film bałem się odpalić z dwóch różnych powodów. Po pierwsze, jest to dokument, a jak powszechnie wiadomo, te albo są świetne, albo są przeznaczone do telewizji. Większy strach budziła we mnie jednak długość filmu. Przede mną stała wizja prawie trzygodzinnego seansu, postawiłem bowiem się poświęcić i wybrałem wersję rozszerzoną zamiast zwykłej, trwającej o godzinę krócej. Mimo tego - tak jak już mówiłem - przez cały film siedziałem wpatrzony w ekran. Pęcherz musiał mnie naprawdę mocno ścisnąć, żebym musiał na chwilę spauzować całość.

"Senna" jest jednym z tych filmów, które nawet jeśli na pozór nie intrygują tematem, to w rzeczywistości okazują się większymi uzależniaczami od najsłynniejszych hitów. Nie znasz historii głównego bohatera? Obejrzyj ten film. Nie oglądałeś nigdy Formuły 1? Nie martw się, to nie problem. Jeśli zaś jesteś fanem kultowego sportu motorowego, to chyba nie muszę Cię jeszcze bardziej zachęcać. "Senna" staje się trzecim tytułem na mojej liście genialnych filmów dokumentalnych - obok "Sugar Mana" i "Jiro Dreams of Sushi". Must-watch.

PS. Jeśli Wy też macie propozycje jakichś dobrych filmów, które chcielibyście bym zrecenzował, piszcie tytuły w komentarzach na blogu, na Facebooku lub ślijcie maile na miki77@xboxspot.pl

0 komentarze: