Nieracjonalny mężczyzna - czyli Woody Allen vs Dostojewski


Sierpień bez nowego filmu Woody'ego Allena w polskich kinach jest jak lato bez upałów. Biorąc pod uwagę ostatnie ekscesy pogodowe nad Wisłą, powinniśmy dostać przynajmniej kilka świeżych produkcji słynnego reżysera. Niestety - pozostaje nam się cieszyć wyłącznie z jednej. Tylko czy "Nieracjonalny mężczyzna" ma w ogóle coś ciekawego do zaoferowania widzom?

Niesamowitą rzeczą u Allena jest to, że pomimo prawie osiemdziesięciu lat na karku i całej masy filmów na koncie, potrafi on cały czas utrzymać pewnego rodzaju świeżość w swoich kolejnych produkcjach. Oczywiście, pewne motywy przewijają się u niego regularnie, ale zawsze potrafi on obsypać swoje filmy garstką elementów, które wystarczająco wyróżniają je z tłumu innych. Nie inaczej mogło więc stać się w przypadku "Irrational Man".


Wszystko zaczyna się dość prosto - na uniwersytet w Braylin przybywa nowy, znany w naukowych kręgach profesor filozofii, Abe Lucas (Joaquin Phoenix). Zdołowany, wyglądający i zachowujący się tak, jakby nienawidził życia wykładowca wytwarza mimo wszystko całkiem spore zainteresowanie swoją osobą wśród uczelnianej zgrai. Spośród tłumu wybija się - a jakżeby inaczej - piękna, niewinna studentka (Emma Stone), która dzięki swemu intelektowi szybko staje się ulubienicą Lucasa. Tak, tak, dobrze myślicie - od tego dzieli nas już tylko krok do zakazanego romansu.

"Ale to już było!" - wykrzykniecie. "Gdzie ta świeżość?" - zapytacie. Odpowiadam więc: cierpliwości, Moi Drodzy.

Oto bowiem po jakimś czasie "Nieracjonalny mężczyzna" zmienia się w coś przypominające allenowską wersję "Zbrodni i kary" Dostojewskiego. Spośród rzucanych przez głównego bohatera cytatów z Kierkegaarda i całej reszty słynnych filozofów, pojawia się wreszcie w umyśle Lucasa postawa, która już w fazie planowania wyciąga go ze zdołowania. Profesor postanawia bowiem porzucić teoretyzowanie i przejść w pełni do działania - jakiekolwiek miałoby to działanie nie być. O co chodzi? Zdradzić nie mogę, bo byłoby to zbyt dużym spoilerem. Wiedzcie jedynie, że "życiowy cel" Lucasa zaskoczy niejednego z Was.


"Irrational Man" jednocześnie jest i nie jest zwyczajnym filmem z allenowskiej taśmy produkcyjnej. Dlaczego? Bo, z jednej strony, pomysł wydaje się naprawdę dobry, z drugiej jednak - dało się z niego zrobić film lepszy. Koncepcja zdaje się bowiem pozwalać wyciągnąć zdecydowanie więcej niż twór "niezły", jaki w ostateczności serwuje nam Woody.

Owszem, całość ogląda się naprawdę przyjemnie. Jest zabawnie, z charakterystycznym, zabarwionym na czarno humorem Allena. Jest lekko, choć tematyka w pewnym momencie wydaje się temu zaprzeczać. Jest w jakiś sposób inspirująco, bo niejeden widz zechce być po seansie takim Abem Lucasem, filozofem popijającym co chwilę z piersiówki, przyciągającym do siebie swą nieobecnością. Wreszcie, jest jazzowy motyw przewodni, który szybko zapada w pamięć.

Czego więc nie ma? Niczego takiego naprawdę "wow". Łatwo, lekko, przyjemnie - tylko tyle. Czy można było czegoś więcej oczekiwać od Allena? Wielu powie, że tak. Mi jednak zasadniczo wystarcza takie coroczne dostarczenie komedii do jednokrotnego obejrzenia. Może dlatego, że nie znudziłem się jeszcze Woodym, że za małego go jeszcze poznałem.


Dlatego sam tak naprawdę konkretnie przyczepić się mogę wyłącznie do jednej kwestii - postać grana przez Emmę Stone jest napisana co najwyżej średnio. W rzeczywistości okazuje się stać bardzo mocno w cieniu Joaquina Phoenixa, którego Abe Lucas jest oczkiem w głowie reżysera. Nie ma więc tak naprawdę "wielkiego duetu", który zapamiętamy na długo, a jedynie tytułowy "Nieracjonalny mężczyzna" i jego mało znacząca kochanka. Ale trzeba przyznać, że sam Phoenix jest w pewnym sensie lekiem na to niedociągnięcie w scenariuszu. Aktor okazuje się być bodaj najjaśniejszym punktem całego filmu, któremu dzielnie towarzyszy, mimo średniej postaci, piękna jak zawsze Emma.

Czy warto więc iść wybrać się do kina na nowego Allena? A jakże! Nie jest to najwyższa klasa produkcji Woody'ego, ale ciągle bardzo przyjemny, relaksujący film z nutą oryginalności. Mi to wystarcza.

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!

2 komentarze:

  1. Bardziej "Zakochani w Rzymie" czy "Annie Hall"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani to, ani to. Konstrukcją bardziej oczywiście przypomina "Annie Hall", ale wiele osób zarzuca "Nieracjonalnemu", że poziomem już bliżej mu do "Zakochanych".

      Usuń