Ostatni weekend przyniósł bodaj jedną z najbardziej wyczekiwanych premier serialowych tego roku - "Fear The Walking Dead", czyli spin-off słynnego "The Walking Dead", którego kolejny, szósty już sezon, zadebiutuje z kolei 11 października. Na razie fani serii mogą jednak cieszyć się zupełnie nową historią, rozpoczynającą się w początkach epidemii umarlaków. Cieszy się także stacja AMC, gdzie emitowany jest serial - premierowy odcinek świeżego show okazał się być najlepszym debiutem w historii telewizji kablowych. 10,1 mln widzów - to robi wrażenie, prawda?
Jednocześnie jednak, niejednemu do głowy podczas oglądania "Fear The Walking Dead" przyszła zapewne jeszcze jedna rzecz: choć o TWD mówi się "ten serial o zombiakach", w rzeczywistości... wcale nie jest to przecież opowieść o zombie!
W świecie wykreowanym przez Roberta Kirkmana "to słowo na Z" pojawia się niezwykle rzadko. W serialu nie użyto go chyba nigdy, a przez komiks i gry od Telltale Games przewinęło się raptem kilka razy. Zamiast tego używa się całej masy innych określeń, z których najpopularniejszym jest zdecydowanie "walker", po polsku tłumaczony często jako "szwendacz".
Dlaczego tak się dzieje? Oczywiście, Robert Kirkman, czyli ojciec "The Walking Dead", nie przeszedł obok tego pytania fanów obojętnie. Już niedługo po starcie serialu dobitnie tłumaczył on, że świat TWD nie jest tą krainą, w jakiej my żyjemy. To coś w rodzaju "świata równoległego" - niby podobnego, acz różniącego się pewnymi elementami. W krainie Ricka Grimesa i spółki nie istnieje przełomowy film "Noc żywych trupów" George'a Romero, który na stałe wprowadził zombie do naszej popkultury, nie ma też wszystkich innych tego typu tworów.
Z jednej strony - pomysł ten jest dobry. Przynajmniej w założeniach. Bohaterowie "The Walking Dead" postawieni są w zupełnie nowej sytuacji, bowiem nie słyszeli nigdy o czymś choćby przypominającym zombie. Popkultura nie nauczyła ich, że każde ugryzienie nieumarłego jest śmiertelne, a by zabić tego niby-człowieka, należy jak najszybciej strzelić mu w głowę. Muszą uczyć się nowego świata i nowych zasad, o jakich nigdy nie słyszeli.
Z drugiej jednak strony - pomysł ten kuleje. Już sam fakt, że w świecie "The Walking Dead" ostatecznie pojawia się słowo "zombie" (rzadko, bo rzadko, ale jednak), zaprzecza trochę założeniu, iż nagle cała Ameryka zapomniała o podstawowych zasadach, jakich nauczyła nas popkultura o nieumarłych. A jeśli byście mieli okazję spytać: "okej, ale gdzie pojawia się jakaś wzmianka o zombie w TWD?", to natknąłem się właśnie na świetnie wypatrzone przez fanów niedociągnięcie scenarzystów.
W jednym z odcinków serialu, gdy Ten Azjatycki Ziomek rozmawia z Tą Swoją Dupeczką Z Farmy, pojawia się nawiązanie do gry "Portal". Co to ma wspólnego z zombie? Cóż - akcja "Portalu" dzieje się w tym samym uniwersum, co seria gier "Half-Life", gdzie z kolei istnieją zombie, nazywane oficjalnie "headcrab zombie". Czyli, pomimo rzekomego "świata równoległego", w rzeczywistości w uniwersum TWD istnieje popkultura mówiąca o zombie. Cały misterny plan Kirkmana zawaliła ta jedna scena.
Tylko właściwie po co? Przecież większość ludzi i tak nie ma ochoty mówić o żadnych "szwendaczach". Dla nas to są (i już pewnie na zawsze będą) po prostu zombie.
0 komentarze: