Dwayne Johnson w roli głównej, klimat ciągłych imprez, alkoholu, narkotyków i pięknych panienek, banger od Drake'a w czołówce i wreszcie - opieka HBO nad całym projektem. Czy to się mogło nie udać? Cóż - mogło. Ja jednak od początku wiedziałem, że "Ballers", jeden z najnowszych seriali ze stajni HBO, spodoba mi się praktycznie od razu. I smażyłbym się w piekle, gdybym teraz skłamał, iż jest inaczej.
"Ballers", po polsku "Gracze", to w założeniach serial o amerykańskich futbolistach. Tych kolesi biegających z dziwną, jajowatą piłką w ręku, nie facetów grających w "soccer". Dla przeciętnego Polaka nie brzmi to przesadnie interesująco, prawda? Dobrze więc, że parę osób w naszym kraju jednak postanowiło sprawdzić, o co chodzi z "Ballers".
Bo "Gracze" okazują się serialem, dla którego amerykański futbol jest jedynie tłem, przyjemną otoczką, mogącą przyciągnąć do ekranów tłumy Amerykanów. Po paru małych zmianach, fabułę "Ballers" można by spokojnie zaadaptować na potrzeby jakiegokolwiek innego popularnego sportu, włączając w to także i naszą piłkę nożną. Bo serial HBO jest w rzeczywistości opowieścią o tym, jak wygląda życie gwiazd sportu poza boiskiem. Czego więc się spodziewać? Przypomnę fragment pierwszego zdania tego postu: "klimat ciągłych imprez, alkoholu, narkotyków i pięknych panienek".
Pierwszy sezon "Ballers" ma raptem dziesięć odcinków, każdy po pół godziny. Głównych wątków jest maksymalnie trzy albo cztery, twórcy nie bawią się przesadnie w żadne dodatkowe historie. Dzięki temu każdy półgodzinny odcinek wypełniony jest nieustającymi, ciekawymi scenami, bez przerw na cokolwiek niepotrzebnego. Nie ma tu jakichkolwiek zapchajdziur, a wszystko robione jest tak, by idealnie zmieścić się w czasie. I to się twórcom udaje. Mało który serial przemyka tak szybko przed oczami i jest tak równy, od pierwszego do ostatniego odcinka sezonu.
Spencer Strasmore, czyli Dwayne Johnson, to główny bohater całego serialu, choć grę w futbolu amerykańskim ma już za sobą. Teraz zajmuje się finansami pozostałych na boisku graczy, starając się zdobyć jak najwięcej mocnych kontraktów dla swojej firmy. Pracuje w duecie z jedynym białym głównym bohaterem, a do tego dochodzą jeszcze wątki dwóch kumpli Strasmore'a - jednego ciągle grającego, choć nieustannie wpadającego w kłopoty i drugiego, emerytowanego, który całe dnie przesiaduje na kanapie.
Kilkuwątkowa fabuła powoduje, że serial nie tylko jest ciągle interesujący i zaskakujący. Jednym z największym atutów "Ballers", nie pozwalającym widzowi oderwać się od ekranu, jest bowiem humor. I to wiecie, często taki humor z odpalonym caps lockiem. Zabawnych sytuacji jest od groma, przez co ostatecznie "Ballers" przypomina trochę taki sitcom 2.0. Bo trochę dłuższy, ładniejszy i (jak się wydaje) z większym budżetem.
Dlaczego mimo tych wszystkich pochwał dla "Ballers", nie nazwałbym tego serialu "ideałem"? Bo jednak czegoś mu do tego ideału brakuje. "Gracze" często cholernie bawią, wciągają i trzymają przez te pół godziny w zaciekawieniu. Ale nie mają niczego takiego naprawdę "WOW". Nie miałem problemu, by obejrzeć kolejny odcinek tego show kilka dni po jego premierze, nie wyczekiwałem na kolejne epizody niczym na Świętego Graala seriali. Gdy jednak już zasiadłem przed ekranem - bawiłem się naprawdę przednio.
To bardzo dobry, luźny i krótki serial. Idealny na lato albo na dłuższy weekend. Dający multum radochy, nawet gdy ogląda się go po kiepskim dniu. Ale nie oczekujcie po nim zbawcy świata i Waszego nowego ulubionego telewizyjnego show. Obejrzeć jednak zdecydowanie warto. Wielu powiedziałoby nawet - trzeba.
Rich nigga bankroll
OdpowiedzUsuń