Ostatnie życzenie, czyli pierwsze przygody wiedźmina Geralta


Na początku sierpnia wpadłem na tydzień do Krakowa, w celu załatwienia paru spraw przed kolejnym rokiem akademickim. Jako że zostawiłem tam moją konsolę, miałem przed sobą wreszcie, po ponad miesiącu czekania, możliwość dalszego pogrania w najnowszego "Wiedźmina". I wiecie co? Zachwyciłem się tym tytułem jeszcze bardziej.

Moje uwielbienie dla wirtualnych przygód Geralta z Rivii było tak wielkie, że smutno mi się robiło na wizję odcięcia się od nich na kolejny miesiąc. Dlatego też postanowiłem działać i WRESZCIE przeczytać oryginalną, książkową wiedźmińską sagę. I oto, po jakichś dwóch dniach czytania, klecę wreszcie recenzję pierwszego tomu słynnego tworu Sapkowskiego.

Oto opowieść o tym, jak ponad dwudziestoletnie historie wypadają w oczach grzesznika, który rozpoczął swoją wiedźmińską przygodę od gier.


"Ostatnie życzenie" często uznawane jest po prostu za zbiór opowiadań, przez co część osób patrzy na niego przed lekturą z pewną niepewnością. Podobnie miałem ja, zdecydowanie wolę bowiem spójne, dłuższe historie niż odrębne, krótsze teksty. Na szczęście - dane mi było się podczas czytania pozytywnie zaskoczyć. "Ostatnie życzenie" ślęczy bowiem gdzieś pomiędzy klasyczną powieścią, a zbiorem opowiadań. Nazwanie tych wiedźmińskich przygód "powieścią szkatułkową" brzmi jak całkiem dobre wyjście.

"Ostatnie życzenie" jest zbiorem sześciu dłuższych opowiadań, połączonych w jedną linię fabularną przez siódmą historię, której kolejne etapy poznajemy pomiędzy wspomnianymi już, większymi opowieściami. Jedynie na pozór wydaje się, że to zwyczajne, typowe przygody Geralta z Rivii, wiedźmina, czyli swoistego łowcy potworów. 

Schemat pierwszych trzech czy czterech opowiadań jest bowiem łudząco podobny. Wiedźmin przybywa do jakiegoś miejsca, odnajduje zlecenie na potwora, szuka na niego sposobu, a wreszcie zabiera się do wykonania swego zadania. To satysfakcjonujące, wciągające opowieści, które jednak uruchamiają w głowie czytelnika pewną niepewność. Czy tak będzie cały czas? Czy każda kolejna historia będzie do siebie tak zasadniczo podobna?


Otóż nie! Jak się okazuje, ostatecznie schemat walki z potworami zostaje może nie tyle całkowicie zburzony, co lekko "wygięty", stawiając na opowiadanie o czymś innym niż kolejne maltretowanie potworów. To w "Ostatnim życzeniu" poznajemy historię początków przyjaźni Geralta z zabawnym trubadurem Jaskrem czy poznania przez wiedźmina Yennefer, czarodziejki, która skradła serce naszemu dzielnemu białowłosemu. To tutaj Sapkowski podrzuca także pierwszy raz wątek konfliktu ludzi z elfami, czyli bardzo klasycznego wątku w literaturze fantasy.

Jak wypadło moje zetknięcie z książką po tym, jak zakochałem się w grze? Cóż - u Sapkowskiego jest... zdecydowanie mniej przekleństw. Może to się potem zmienia, nie wiem, ale po tym, co dzieje się w "Dzikim Gonie" byłym przekonany, że to idealne rzucanie mięsem jest symbolem literatury Sapkowskiego. W tym przypadku się pomyliłem, ale kunszt pisarski widać tu gdzie indziej - w naśladowaniu mowy prostych ludzi sprzed wielu, wielu lat. Fantastycznie czyta się ten wiejski, pospolity żargon, dodający niesamowitego, słowiańskiego smaczku. Język to jedna z najbardziej oryginalnych cech "Wiedźmina", ogromnie wyróżniających go w świecie fantasy.

Okładki włoskiego oraz amerykańskiego tłumaczenia "Ostatniego życzenia".
Czy jest się do czego przyczepić? Tak. Sapkowskiemu udaje się uciec ostatecznie z tego schematu opowieści o zabijaniu kolejnych potworów, ale potyka się przy innej rzeczy. Prędkość w jakiej rozwija się przyjaźń Geralta z Jaskrem i jego miłość do Yennefer okazuje się być bowiem bardziej nieprawdopodobna niż istnienie dziwacznych potworów, z jakimi walczyć musi Geralt. Przejście z wzajemnej obcości do totalnej bliskości u Sapkowskiego jest niczym pstryknięcie palcem. Na szczęście - na tym kończy się sfera grymasów podczas czytania "Ostatniego życzenia".

Historie Sapkowskiego bowiem przede wszystkim wciągają i rozwijają się w odpowiednim tempie. Książka nie jest długa, do połknięcia w jeden dzień, przeznaczony na średnio intensywne czytanie, ale sprawia kupę frajdy i satysfakcji. Chciałbym już teraz sięgnąć po kolejny tom wiedźmińskiej sagi, ale postanowiłem się na razie z tym wstrzymać. W końcu na Kindle'u czeka cała masa innych książek, które czekają na moją uwagę... Na dodatek wylądowałem wczoraj znów w Krakowie, więc konsola i "Dziki Gon" zdążyły już pójść w ruch. A przecież "co za dużo, to niezdrowo" - nawet w przypadku "Wiedźmina".

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!
---
Grafika na samej górze postu powstała na bazie obrazka z serwisu DeviantArt.

0 komentarze: