Wczoraj recenzowałem dla Was książkę "Siła nawyku" (KLIK), która - jak sam napisałem - zmieniła moje życie. Dlaczego? W dużej mierze dlatego, że uświadomiła mnie, na czym polegała moja "ewolucja", jaka przydarzyła mi się jakieś dwa lata temu. Ewolucja, która tak naprawdę odwróciła moje życie do góry nogami. I o niej właśnie opowiem dziś trochę na blogu.
Sednem "Siły nawyku" jest zasadniczo jedna teza - wystarczy zmienić jeden swój zły nawyk, by naprawić całą gamę innych. To trochę jak z dominem: pacniesz jeden klocek i pada cała reszta. Może dla części brzmi to trochę przesadnie czy niewiarygodnie, ale mogę chyba powiedzieć, że sam jestem chodzącym przykładem, który jak najbardziej to wszystko potwierdza.
Żródło: Unsplash.com |
W 2013 roku, tuż przed maturą, postanowiłem zacząć biegać. Właściwie nie do końca wiem, skąd mi się to wzięło. Oczywiście, teoretycznie dużo u mnie robiła sprawa wagi. Ważyłem dwadzieścia kilo więcej niż teraz i nawet, jeśli nie byłem "gruby", to na pewno chociaż "puszysty". Waga ta jednak tak naprawdę nie ciążyła mi jakoś przesadnie. Żyło mi się dobrze w mym ciele i nawet, jeśli czasem przechodziło mi przez głowę, że fajnie by było być chudszym, nie stanowiło to dla mnie jakiegoś celu, który koniecznie muszę osiągnąć.
Nagle jednak, bodajże w przeciągu tygodnia, ot tak, z ciekawości, zacząłem biegać i od razu kupiłem dla motywacji porządne buty. Nie spodziewałem się jakichś wielkich efektów. Miałem po prostu plan treningowy, który chciałem doprowadzić do końca. Liczyłem na, bo ja wiem... schudnięcie o pięć, dziesięć kilo? Bardziej chyba jednak zależało mi po prostu na poprawieniu kondycji i znalezieniu sobie czegoś bardziej produktywnego do roboty niż ślęczenie w domu.
Szybko jednak coś, do czego początkowo musiałem się trochę przymuszać, weszło mi w NAWYK. Bieganie stało się dla mnie jakby narkotykiem, którego dawkę muszę sobie regularnie dostarczać, żeby czuć się dobrze. Jednocześnie, sport przestał być dla mnie czymś wyjątkowym, pozostawionym na specjalne okazje. Stał się częścią mojego normalnego trybu życia, niczym jedzenie, picie, spotykanie ze znajomymi, chodzenie spać. Do końca sierpnia ubyło mi dwadzieścia kilo.
I tak właśnie wykreowałem w swoim życiu pierwszy zdrowy nawyk. Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę przy odrobinie silnej woli, można ze sobą zrobić wszystko. Wystarczy lekko się na początku przymusić, by potem coś dla nas do tej pory dziwnego i nieprawdopodobnego stało się po prostu rutyną, NAWYKIEM.
Nagle zmiana godziny opieprzania się na łóżku na rzecz kilkudziesięciu minut biegania pociągnęła za sobą rzeszę innych zmian. Zacząłem organizować sobie jak najwięcej różnych zajęć, by zmienić wylegiwanie się całymi dniami na robienie czegoś pożytecznego. Bieganie zbiegło się u mnie z rozpoczęciem czytania coraz większej liczby książek, a także łapania jak największej ilości różnej innej kultury, pokroju filmów czy nowych gatunków muzyki.
Wreszcie - doprowadziło to mnie do czegoś, co kiedyś wydawało mi się nieprawdopodobne. Na studiach zacząłem się uczyć. Oczywiście, nie z zajęć na zajęcia, ale o wiele większą niż kiedykolwiek wcześniej uwagę przykładałem do przygotowywania się na egzaminy. Przez całe swoje dotychczasowe życie nie przesiedziałem nigdy tyle nad podręcznikami i notatkami. I, co najważniejsze - nie czułem już, że lepiej zamiast tego byłoby po prostu posiedzieć na Fejsbuku.
Bieganie było u mnie prawdziwym boomem, który dosłownie porozrzucał pozostałe kostki domina. Owszem, codzienne blogowanie zacząłem parę miesięcy wcześniej, ale z codziennym pisaniem miałem już kiedyś do czynienia, więc nie było mowy o takiej zmianie, jaka nastąpiła po zastąpieniu złego nawyku, który praktykowałem od lat, takim naprawdę dobrym. To była istna rewolucja w moim życiu.
A potem? Wystarczy dać trochę z siebie, by pozwolić wreszcie zamienić się początkowo uciążliwej czynności w nawyk. Im grubszy mur przebijecie, tym więcej tych mniejszych barier padnie, czyli tym mocniej zmienicie swoje życie na lepsze.
Na początku myślałem, że jedzenie jajecznicy na śniadanie zmieniło twoje życie, ale to bieganie to w sumie też dobra rzecz.
OdpowiedzUsuńSzczerze zastanawiam się, czy to jajecznica jednak nie wygrywa tej walki.
UsuńWażyłem*
OdpowiedzUsuńWoah, nie wiem, jak to przeszło przez korektę. Dzięki, poprawione.
UsuńDzięki Tobie, zainwestuję w tę książkę te kilka zł. Mam nadzieję że mi się zwróci po przeczytaniu! ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że rzeczywiście tak będzie! Trzymam kciuki! :)
Usuń