Opowieści o szalonych nastolatkach upijających się do nieprzytomności? Są. Opowieści o studenckich wygibasach na środku uczelnianego kampusu? Obecne. Historie trzydziestolatków zagubionych w wielkim mieście i szukających miłości? Klasyk. Czterdziestolatkowie z kryzysem wieku średniego, zdradzający żony i porzucający rodziny? Również obecni.
A co z osobami starszymi? O nich filmy robi się dość rzadko, a przynajmniej w zdecydowanym stopniu rzadziej niż produkcje z bohaterami z innych grup wiekowych. W sumie trudno się dziwić, bo historie emerytów często wydają się po prostu nudniejsze z zasady. Wiecie - zero ekscytujących przygód, ciągłe siedzenie przed telewizorem i oglądanie "Mody na sukces". Tę kinematograficzną pustkę postanowił jednak wypełnić pewien duński reżyser, twórca "Key House Mirror".
Produkcja ta to opowieść skupiona w szczególności na postaci Lily - starszej pani, będącej od pięćdziesięciu lat w związku małżeńskim z niejakim Maksem. Z powodu zawału jej mężczyzna życia został jednak na stałe przykuty do łóżka, tracąc praktycznie wszelkie funkcje życiowe. Nie może mówić, samodzielnie jeść, poruszać którąkolwiek kończyną. Tylko czasem rodzina dostrzega w jego oczach coś jakby błysk zrozumienia.
Wierna Lily przeprowadza się wraz z mężem do domu spokojnej starości, gdzie Maks otrzymuje całodobową opiekę, a ona wspólny pokój z mężem i możliwość przebywania w towarzystwie podobnych jej ludzi. Przez długi czas kobieta wstrzymuje się jednak od kontaktu z pozostałymi mieszkańcami ośrodka. Zna kilka osób, z którymi czasem porozmawia, zasadniczo jednak spędza dni w towarzystwie swojego odciętego od świata męża. Do czasu aż... Tak, dobrze myślicie - do czasu aż pozna pewnego całkiem zabawnego faceta.
Ale nie spodziewajcie się po tym filmie błahej historyjki miłosnej. "Key House Mirror" to coś zdecydowanie lepszego. Twórcom filmu udało się idealnie odnaleźć równowagę pomiędzy różnymi tematami i emocjami, jakie pojawiają się u widza podczas seansu. Są uśmiechy pełne radości, szczery śmiech, wzruszenia pod wpływem pięknych chwil. Po drugiej stronie mamy jednak kilka różnych dramatów, które część osób doprowadzą pewnie nawet i do łez.
Dobrze napisany scenariusz, często nagle skręcający i ciągnący nas po efektownych trasach, świetnie wykorzystała szczególnie aktorka wcielająca się w Lily. Bardzo realistycznie udało jej się oddać różne stany psychiczne swojej bohaterki, dzięki czemu jej gra potrafi autentycznie zachwycić. Kobieta wręcz idealnie stworzona do tej roli!
"Key House Mirror" udaje się więc wypełnić tę pustkę w postaci braku filmów o starszych ludziach, udowadniając przy okazji, że tego typu historie mogą się spodobać naprawdę każdemu. Sama duńska produkcja nie jest może niczym nadzwyczaj wybitnym, trudno jednak jednocześnie doszukać się tu większych wad, tym bardziej, że równie trudno oderwać wzrok od ekranu podczas seansu.
Jeśli będziecie mieli okazję - obejrzyjcie. Naprawdę warto.
Jeśli będziecie mieli okazję - obejrzyjcie. Naprawdę warto.
0 komentarze: