Piątek. Dzień, który ostatnimi czasy jak najczęściej staram się zapełnić wypadami ze znajomymi do kina. W tym tygodniu jednak swojej premiery nie miało nic dla nas nadzwyczaj ciekawego, dlatego postanowiliśmy strzelić. Padło na francuskie "U niej w domu". Wcześniej zdążyłem sprawdzić trailer tej produkcji, który szczerze mówiąc bynajmniej mnie nie zachwycił. Jak więc wypada całość w moich oczach?
Fabuła "U niej w domu" to historia całkiem nietypowa. Szesnastoletni Claude zaczyna opisywać życie na podstawie tego, którego świadkiem jest w domu swojego przyjaciela, reprezentanta wielokrotnie podkreślanej w filmie klasy średniej. Swoje wypracowania młodzieniec oddaje nauczycielowi języka francuskiego, niespełnionemu pisarzowi, ale bardzo pomocnemu swemu uczniowi w drodze ku jego karierze. W pewnym momencie jednak, historie nastolatka zaczynają przekraczać pewne granice, co staje się niebezpieczne zarówno dla niego samego, jak i jego "mistrza".
Nie będę Was dłużej trzymał w niepewności i już teraz przyznam, że recenzowany film naprawdę mi się spodobał. Szkoła francuska kina jest jedną z najlepszych na świecie i "U niej w domu" jest jej godnym przedstawicielem. Sam pomysł fabularny jest bardzo interesujący, a na dodatek jego wykonanie nie ustępuje konceptowi prawie w ogóle. W kilku momentach film staje się przewidywalny, w innych jednak potrafi maksymalnie zaskoczyć. Trochę dramatyczności, trochę humoru, trochę nieskrępowanej fantazji nastolatka - dla każdego coś dobrego.
I choć w samym filmie nauczyciel Claude'a doradza mu, by jego opowiadania nie kierowały się w stronę ironii wobec świata, samo "U niej w domu" jest w dużej mierze pokaźną satyrą. Na wspomnianą już klasę średnią, na współczesne szkolnictwo, na sztukę nowoczesną. I pomimo tego, że to film francuski, całkiem nieźle mógłby wpasować się on również w niektóre z polskich realiów.
Duży plus "U niej w domu" to aktorstwo. I choć subiektywnie Ernst Umhauer, odtwórca roli Claude'a, mnie cholernie wkurzał i wiem, że trudno byłoby mi polubić kogoś takiego, to jednak nie można nie wspomnieć o jego dużej zasłudze w sukcesie tejże produkcji. Bo chłopak naprawdę dobrze zagrał takiego z jednej strony cichego, a z drugiej mocno cwaniakowatego typka. Fabrice Luchini jako nauczyciel francuskiego również spisał się na medal. To ta dwójka kieruje tak naprawdę poczynaniami reszty aktorów.
"U niej w domu" to jeden z tych filmów, które najlepiej po prostu samemu obejrzeć. Sam byłem mocno zdziwiony po wyjściu z kina, bo trailer nie zapowiadał aż tak dobrego tworu. I choć nie jest on perfekcyjny (kilka scen mogłoby zostać skróconych, w pewnym momencie całość jest również trochę zbyt mocno "pogmatwana"), to warto zwrócić nań swą uwagę. Jeśli nie wiecie na co iść do kina - wybierzcie "U niej w domu".
0 komentarze: