Raperzy czytają #24 - Flint

Dzisiejszy gość akcji to raper prawdziwie wszechstronny. Nie dość, że od 2002 roku zdołał nagrać prawie dziesięć nielegali, to przy okazji rozgromił konkurentów w licznych bitwach freestyle'owych, w tym WBW. Pierwsze legalne wydawnictwo Flinta, bo o tym raperze mowa, pojawiło się na sklepowych półkach rok temu. Dziś reprezentant sceny warszawskiej jest członkiem wytwórni Koka Beats i na jesień wypuszcza kolejny krążek, zatytułowany "Stary, dobry Flint".

A co dzisiejszy gość ma do powiedzenia w kwestiach książkowych?

Nie wiem, od czego zacząć. Może od tego, że nigdy nie lubiłem prozy, a jedyną formą, którą chłonąłem były komiksy. Książek raczej nie czytałem w ogóle, bo zrazili mnie do tego w szkole przymusowym czytaniem jakichś nudnych gówien typu 'Krzyżacy', 'Nad Niemnem", czy "W pustyni i w puszczy". Nigdy nie starczyło mi cierpliwości, żeby przebrnąć przez pięćset stron o tym, że wielbłąd pije wodę. Nigdy nie przeczytałem też w całości żadnej lektury, a maturę zdałem na streszczeniach i dzięki kombinatoryce.

Wtedy ktoś powiedział mi, że istnieją książki, w których jest wódka, seks, przemoc i że czasami mówią tam 'kurwa'. To w zasadzie na przyszłe lata zdefiniowało mój literacki gust, że się tak górnolotnie wyrażę.

Oprócz wódki, narkotyków, seksu, przemocy i przekleństw, pociągały mnie książki o Warszawie (Grzesiuk, Hłasko, Tyrmand - każdy Warszawiak MUSI to znać na pamięć) i akcje szpiegowskie. Tutaj monopol miał Ken Follet. Jego "Igła" leżała w moim domu od zawsze i kiedy ojciec podrzucił mi ją do przeczytania, podchodziłem do tego tak jak do wszystkich książek, które polecają nam rodzice. Spodziewałem się nudnego, anachronicznego gówna, które wali stęchlizną i nikt go nigdy nie odkurza. "Igła" okazała się majstersztykiem pełnym akcji, intryg, przemocy i seksu - niech raperzy się uczą od Folleta.

Moje czytanie wjechało na inny level, kiedy sprawiłem sobie czytnik ebooków - zwrócił mi się w miesiąc, po czym zaczęło mi zwyczajnie brakować książek do przeczytania. Jestem ignorantem i nie znam żadnej klasyki, więc czytam głównie to, co polecają znajomi i jak mi się spodoba jakiś autor, to staram się sprawdzić jak najwięcej jego książek - jak macie coś dla mnie, to dajcie znać. Systematycznie nadrabiam też braki w klasykach - nie wiem, czy "Fight club" można uznać za klasykę? W każdym razie film znam na pamięć, a ostatnio przeczytałem też książkę Palahniuka, po czym napisałem rapowy kawałek o takim samym tytule - usłyszycie go na mojej nowej płycie jesienią. Mam nadzieję, że spodoba się fanom książki i filmu, a Ci którzy nie mieli okazji czytać/oglądać, postanowią to nadrobić po przesłuchaniu mojej wersji.

Jak nie wiesz, co to epitet, parabola i w ogóle nie lubisz czytać, a jarasz się rapem (skoro tu trafiłeś, to chyba się jarasz, nie?) to sprawdź na dobry początek:

Mario Puzo - "Głupcy umierają", "Ojciec Chrzestny", "Sycylijczyk", "Omerta", "Rodzina Borgiów", "Ostatni don" (wszystko o mafii i show-biznesie);

Jo Nesbo - wszystko z Harrym Hole począwszy od "Człowieka Nietoperza" (bardzo wciągające i łatwo się czyta);

Ken Follet - "Igła", "Młot Edenu", "Upadek Gigantów", "Klucz do Rebeki";

Stanisław Grzesiuk - "Boso, ale w ostrogach", "5 lat kacetu";

Leopold Tyrmand - "Zły" (fabuła mnie nie rozjebała, ale portret powojennej Warszawy robi wrażenie, tym bardziej, że większość akcji rozgrywa się w miejscach, które bardzo dobrze znam).

To książki, które pozostały w mojej pamięci i ostro zawróciły mi w głowie, mimo, że zawsze odpychało mnie to sztuczne nadęcie i patos związany z wielką literaturą.

Pozdro
Flint

PS. Jeśli podoba Ci się akcja "Raperzy czytają", zalajkuj facebookowy fanpage bloga, by być na bieżąco z jej następnymi odcinkami oraz resztą notek.

0 komentarze: