Pomimo tego, że dzisiejszy gość akcji nie jest żadną wyjątkowo znaną osobistością na scenie, to znalazł on sobie grupę wiernych fanów, którzy jarają się każdym jego materiałem. Tego niestety nie ma dużo, bo mowa raptem o dwóch longplayach. Pierwszy, "Obraz" pojawił się w roku 2007, zaś drugi, "Rozmowa Kwalifikacyjna" zawitał do sieci i na fizyczne krążki podczas ubiegłych wakacji. Ostatni projekt Revo był promowany między innymi w serii "Rap One Shot". Klip z tytułowym kawałkiem z płyty "Rozmowa Kwalifikacyjna" znajdziecie TUTAJ, zaś cały album możecie pobrać choćby STĄD.
A co Revo ma do powiedzenia w kwestiach literackich?
A co Revo ma do powiedzenia w kwestiach literackich?
Zawsze jakoś tak było, że ruchome obrazki przemawiały do mnie bardziej niż słowo pisane. Jako dzieciak chłonąłem filmy hurtowo. Ojciec przez kilka lat usilnie próbował mnie przekonać do czytania, proponował to czy tamto, ale sam z siebie praktycznie nie sięgałem nigdy po żadną pozycję, bo... no bo nie. Po prostu.
Kiedy miałem bodajże 16 czy 17 lat, na kilka dni przed urodzinami taty, zadałem mamie magiczne pytanie, które właściwie pojawiało się już wtedy co roku, od kilku lat wstecz: jaki kupić tacie prezent, żeby kasa nie poszła na marne? Odpowiedź brzmiała: "Daj mu książkę pt. 'Pantaleon i Wizytantki' autorstwa Mario Vargasa Llosy". Rodzice znali jej treść już od lat i właściwie nie chodziło o to, żeby tata ją przeczytał, tylko o nawiązanie do jego czasów młodzieńczych, kiedy na antenie Polskiego Radia emitowane było słuchowisko przedstawiające treść w/w powieści podzieloną na odcinki. Wyszło na to, że kupiłem mu chwilę wspomnień, które de facto leżały i kurzyły się na półce.
Nie mam bladego pojęcia jak to się stało, ale po kilku tygodniach, jakimś cudem (stawiam, że mógł to być okres zimowy i pewnie miałem awarię komputera, hehe), wziąłem "Pantaleona..." i zwyczajnie zacząłem go czytać. A tam po prostu cuda niewidy - peruwiańska dżungla, a w niej tytułowy Pantaleon dowodzący oddziałem prostytutek. Cojapacze? No i jak to było napisane! Kolejne elementy fabuły, przedstawione zostały w przeróżnych formach: dialog, artykuł prasowy, raport wojskowy itp., i tak na przemian. Można było nieźle zgłupieć, zwłaszcza, że realia całej historii były, co najmniej, "nietypowe". Co sprawiło, że mimo mojej niechęci do czytania książek, "Pantaleona ..." przeczytałem w rekordowym dla siebie tempie? Odpowiedź jest prosta - Mario Vargas Llosa napisał zajebiście śmieszną powieść, ot co. Do mnie to trafiło, w dodatku tak mocno, że po kilku latach przeczytałem ją drugi raz. Tego typu rzecz nie przytrafiła mi się nigdy wcześniej, nie licząc "Przygód Mikołajka", które czytałem mając 10 lat, hehe. Dodam więc na koniec, że zdecydowanie polecam "Pantaleona i Wizytantki", co przy skali oczytania jaką prezentuję, nie ma w sumie najmniejszego znaczenia.
PS. Jakiś czas temu mój egzemplarz tej powieści magicznie wyparował. Także tego... ktokolwiek widział, ktokolwiek wie.
0 komentarze: