Chciałbym być hamburgerem

Gdybym mógł być hamburgerem jeden dzień,
pewnie byłbym
Big Maciem, tyle o nich przecież wiem,
jestem jednym z nich.

Myśleliście kiedyś, by iść do jakiejś pracy stricte dla beki? Nie po to, by zbić na tym ogromny hajs, a by mieć jakieś nietypowe doświadczenie w swym życiu, a może i w CV. Nie na stałe, lecz choćby na ten jeden dzień, by spróbować jak to jest i potem mieć, co wspominać. Bo ja mam taką prywatną listę prac, których chciałbym w życiu spróbować. Na samym jej szczycie jest zostanie... hamburgerem.

Nie, nie chciałbym zostać zjedzonym przez dwustukilogramowego Amerykanina. Gdyby jednak była mowa o jakiejś seksownej lasce, pewnie chętnie dałbym jej się schrupać. Mówię jednak o przebraniu się w strój hamburgera i paradowaniu w nim po mieście. Dostać do rąk kilka bzdurnych ulotek, które każdy i tak wyrzuca do kosza i wciskać je losowym ludziom. Czy to nie brzmi na swój sposób dziwacznie, nietypowo i cholernie głupio? Otóż to!

Problem w tym, że w Polsce tego typu forma reklamy jest bardzo rzadko wykorzystywana. Jeśli już ktoś przebiera się w jakiś dziwaczny strój, to zazwyczaj jest to kostium Kubusia Puchatka, stojącego w okolicy kołobrzeskiego molo i biorącego kilka złotych za zdjęcie z dzieciakiem. A to już mnie jara trochę mniej. Pewnie dlatego, że mam jednak jakiegoś rodzaju awersję do dzieci i nie jestem zbyt przychylny tym słodkim mordkom.

Wyjątek zrobiłbym dla fuchy Świętego Mikołaja. Może to trochę przez zbieżność mojego i wesołego staruszka imienia, może przez moją pewnego rodzaju lubość do Bożego Narodzenia. Naprawdę chętnie usiadłbym w śmiesznym kubraku i białej brodzie w jakimś supermarkecie i wysłuchiwał świątecznych życzeń dzieci. Wydaje mi się, że w ten magiczny okres potrafiłbym powstrzymać się przed chamskimi komentarzami i nawet dla największych szkodników być miły.

Jest jeszcze jedna dziwaczna praca, na której pomysł wpadłem swoją drogą bardzo niedawno - odpisywanie na listy w "Bravo". Wizja bycia "panią psycholog Halinką" i czytania tych idiotycznych, pełnych desperacji próśb nastolatek, na pewno musi być wyjątkowo zabawną robotą. Może nawet udałoby mi się uratować jakiś związek lub ogarnąć jakąś głupią pizdę. A pozostając jeszcze w sferze prasy - wymyślanie tych idiotycznych historyjek dla "Faktu" i "Super Expressu" też brzmi nieźle.

Założę się, że część osób uzna moje pomysły za poronione i totalnie głupie, ale jakoś mnie to nie rusza. Dla mnie wizja takiej dziwacznej pracy for fun brzmi całkiem nieźle i na pewno byłaby warta przeżycia. Więc - drodzy pracodawcy - jeśli potrzebujecie hamburgera (hot dog też może być), Świętego Mikołaja, "psycholog Halinki" albo twórcy historii o trzymaniu kredensu, piszcie na mój mail! Na pewno każdą propozycję rzetelnie rozpatrzę. Serio.

Źródło: Flickr.com

1 komentarz:

  1. Oglądając film "Sekspedycja" patrzyłem na kolesia, który chodził w przebraniu pączka. Fajna robota oprócz tego, że niepostrzeżenie przechodnie doklejali mu sztucznego ... do wdzianka, ale faktycznie, beka pewnie jest :D

    OdpowiedzUsuń