Zastanawiałem się, jak zaskoczyć Was recenzją filmową w tym tygodniu. Nowy blockbuster z kina? Nah, too mainstream. Niszowy projekt, który obejrzało w Polsce tylko jakieś sto osób? To też już było. Totalny crap z oceną 1/10 na IMDB? Nad tym myślałem najdłużej, ale stwierdziłem, że jednak zbytnio aktualnie szanuję swój czas. To może jakaś animacja? I to właśnie był strzał w dziesiątkę. A jako, że wciąż nie da się nigdzie dostać najnowszej pełnometrażówki "Dragon Ball", padło na pierwszą część najświeższych kreskówkowych przygód Batmana.
Poza powoli zapominanym dzieciństwem nie dane mi było oglądać zbyt wielu animacji o Batmanie, jednakże z tego, co wyczytałem, ta jest jedną z najmroczniejszych. To dosłownie widać, słychać i czuć. Sporo mamy tutaj rozmyślań nad psychiką bohaterów, w szczególności jeśli chodzi o samego Bruce'a. Pojawia się jednak między innymi motyw z chorym psychicznie Harvey Dentem, któremu udało się odzyskać w pełni normalną twarz. Twórcy nie poskąpili także brutalności, dzięki czemu możemy obserwować Batmana łamiącego przeciwnikom kości i masakrującego ich do krwi.
Mrok odczuwa się również w bardzo dobrej ścieżce dźwiękowej. Kompozytor Christopher Drake już kilka razy pracował nad animacjami o Batmanie i jak widać, weszło mu już to w krew. Nie jest to może poziom Hansa Zimmera, ale na pewno wysoki. Jeśli zaś chodzi o kreskę, to mam wrażenie, iż łączy ona dość współczesny rysunek z bardziej old-schoolową animacją, co tworzy intrygujący efekt. To jednak najlepiej zobaczyć samemu i ustosunkować się do tego w odpowiedni dla siebie sposób.
Wydaje mi się, że to jest ten typ animacji o Batmanie, która pozwala na dobrą zabawę nie tylko największym fanatykom tegoż superbohatera, ale również ludziom mającym z nim do czynienia jedynie przy nolanowskiej trylogii filmowej. Jasne, Ci pierwsi wyłapią trochę więcej smaczków (jak choćby tych o starym Robinie), jednak również niedzielni widzowie powinni mieć niezłą frajdę. Mógłbym trochę ponarzekać na drobną nierealistyczność, ale hej - przecież to animacja o superbohaterze! Niby tym bez supermocy z niewiadomych źródeł, ale jednak.
Ja się przy "Mroczny Rycerz - Powrót" bawiłem bardzo dobrze i nawet trochę żałowałem, że całość tak szybko się skończyła (film trwa około godziny i dwudziestu minut). Dostępna jest już druga część tej produkcji i jestem pewien, iż również po nią sięgnę. Jeśli się uda - również i ją zrecenzuję. Tymczasem zaś ze szczerego serca polecam "jedynkę".
0 komentarze: