Batman DCU: Mroczny Rycerz - Powrót, część 1

Zastanawiałem się, jak zaskoczyć Was recenzją filmową w tym tygodniu. Nowy blockbuster z kina? Nah, too mainstream. Niszowy projekt, który obejrzało w Polsce tylko jakieś sto osób? To też już było. Totalny crap z oceną 1/10 na IMDB? Nad tym myślałem najdłużej, ale stwierdziłem, że jednak zbytnio aktualnie szanuję swój czas. To może jakaś animacja? I to właśnie był strzał w dziesiątkę. A jako, że wciąż nie da się nigdzie dostać najnowszej pełnometrażówki "Dragon Ball", padło na pierwszą część najświeższych kreskówkowych przygód Batmana.


Mroczny Rycerz już od dziesięciu lat nie pojawił się na ulicach Gotham City. Za jego przykładem wkrótce na emeryturę ma przejść również komisarz Gordon. Policjant staje się jednak celem tajemniczej, nowej bandy szwendającej się po mieście - Mutantów. Kieruje nią nienazwany lider, przypominający trochę słynnego Killer Croca. Bruce Wayne czuje w sobie potrzebę ponownego przywdziana stroju nietoperza i ratowania mieszkańców Gotham przez narastającym niebezpieczeństwem.

Poza powoli zapominanym dzieciństwem nie dane mi było oglądać zbyt wielu animacji o Batmanie, jednakże z tego, co wyczytałem, ta jest jedną z najmroczniejszych. To dosłownie widać, słychać i czuć. Sporo mamy tutaj rozmyślań nad psychiką bohaterów, w szczególności jeśli chodzi o samego Bruce'a. Pojawia się jednak między innymi motyw z chorym psychicznie Harvey Dentem, któremu udało się odzyskać w pełni normalną twarz. Twórcy nie poskąpili także brutalności, dzięki czemu możemy obserwować Batmana łamiącego przeciwnikom kości i masakrującego ich do krwi.

Mrok odczuwa się również w bardzo dobrej ścieżce dźwiękowej. Kompozytor Christopher Drake już kilka razy pracował nad animacjami o Batmanie i jak widać, weszło mu już to w krew. Nie jest to może poziom Hansa Zimmera, ale na pewno wysoki. Jeśli zaś chodzi o kreskę, to mam wrażenie, iż łączy ona dość współczesny rysunek z bardziej old-schoolową animacją, co tworzy intrygujący efekt. To jednak najlepiej zobaczyć samemu i ustosunkować się do tego w odpowiedni dla siebie sposób.

Wydaje mi się, że to jest ten typ animacji o Batmanie, która pozwala na dobrą zabawę nie tylko największym fanatykom tegoż superbohatera, ale również ludziom mającym z nim do czynienia jedynie przy nolanowskiej trylogii filmowej. Jasne, Ci pierwsi wyłapią trochę więcej smaczków (jak choćby tych o starym Robinie), jednak również niedzielni widzowie powinni mieć niezłą frajdę. Mógłbym trochę ponarzekać na drobną nierealistyczność, ale hej - przecież to animacja o superbohaterze! Niby tym bez supermocy z niewiadomych źródeł, ale jednak.

Ja się przy "Mroczny Rycerz - Powrót" bawiłem bardzo dobrze i nawet trochę żałowałem, że całość tak szybko się skończyła (film trwa około godziny i dwudziestu minut). Dostępna jest już druga część tej produkcji i jestem pewien, iż również po nią sięgnę. Jeśli się uda - również i ją zrecenzuję. Tymczasem zaś ze szczerego serca polecam "jedynkę".

0 komentarze: