"Iluzją" zainteresowałem się już od momentu zobaczenia trailera po raz pierwszy. Wiedziałem wtedy, że na zapowiadany film koniecznie będę musiał iść. Spodobał mi się sam koncept produkcji oraz fakt, iż występują w niej choćby Jesse Eisenberg (grał Marka Zuckerberga w "The Social Network") czy jeden z moich prywatnych idoli aktorskich - Morgan Freeman. Całość zapowiadała się naprawdę dobrze, dlatego zdziwiły mnie ogromnie recenzje dziennikarzy zagranicznych portali, którzy uznali "Iluzję" za średniaka. Ale czy w tym przypadku mieli oni rację?
Pomysł na fabułę jest dość nietypowy. Pewnego razu czwórka wyjątkowych iluzjonistów zostaje zaproszona do jednego mieszkania. Nie wiedzą, kto ich tam zaprosił, odkrywają jednak zostawione dla nich wiadomości, w tym plany pełnego rozmachu pokazu iluzjonistycznego. Obejmuje on między innymi... dokonanie kradzieży kilku milionów euro z francuskiego banku. Po pierwszym wspólnym spektaklu, za grupą zaczyna podążać FBI, z prowadzącym śledztwo Dylanem (Mark Ruffalo) i agentką Interpolu (Mélanie Laurent). Sytuacji przygląda się także demaskator sztuk iluzjonistycznych, grany przez Morgana Freemana.
Szczerze przyznam, że nie rozumiem krytyki skierowanej ku "Iluzji". Niby film trwa te dwie godziny, ale kompletnie się tego nie odczuwa. Udało się twórcom stworzyć naprawdę widowiskową i wciągającą produkcję, która nie nudzi. Każdy motyw został odpowiednio wyważony i poświęcono mu odpowiednią ilość czasu. Po seansie nie odczuwałem żadnego, choćby minimalnego niezadowolenia z filmu.
Przyznać trzeba, że bardzo dużo zrobili tu aktorzy. Pokłony dla Jesse Eisenberga, który ponownie zmiażdżył swoją lekkością podejścia do roli. Jego postać jest arogancka, ironiczna i sarkastyczna, a aktor odwalił tak świetną robotę, że ma się wrażenie, iż on rzeczywiście musi być taki również w rzeczywistości. Pozostała trójka iluzjonistów również spisała się bardzo dobrze, Mark Ruffalo (będący najjaśniejszym elementem filmu "Wszystko w porządku") pokazał swoją klasę, a za każdym razem, gdy słyszałem francuski akcent Mélanie Laurent, wręcz odpływałem. A Morgan Freeman? Tak jak zawsze, po swojemu, z klasycznym dla siebie podejściem.
Przyczepić się mogę jedynie trochę do fabuły, konkretniej zaś, do rozwiązania największej zagadki całego filmu. Nie martwcie się - nie mam zamiaru rzucać żadnymi spoilerami. Problem tkwi w tym, że rozwiązanie tej jednej konkretnej kwestii, wydaje mi się trochę absurdalne. Niby po przeanalizowaniu wszystkich aspektów, da się zrozumieć zamiary scenarzystów, ale i tak mam wątpliwości, co do tego posunięcia.
Coraz mniej zaczynam rozumieć recenzentów filmowych. Zjechany przeze mnie tydzień temu "Bling Ring", ma na Metacritic średnią 66/100, gdy tak dobra produkcja jak "Iluzja" otrzymała wynik wynoszący raptem 50/100. Gdzie tu inteligencja? Gdzie dobry gust? Uwierzcie mi - "Iluzja" to najlepszy film, na jakim ostatnio byłem w kinie. Polecam serdecznie.
Muszę się zgodzić, świetny film z niską oceną, a szkoda, bo naprawdę błyszczy pomiędzy niektórymi gniotami z ostatnich lat... Zapraszam do mnie, recenzja "Iluzji" jest moją pierwszą, więc może jakieś rady na przyszłość? :)
OdpowiedzUsuńBlogowanie - regularność, layout, komunikacja w social media.
UsuńRecenzje, a raczej w ogóle jakiekolwiek teksty, to kwestia wyrobienia sobie warsztatu.