Jestem w Krakowie. Jeszcze nie na stałe, choć do tego już przecież coraz bliżej. Przyjechałem wczoraj, wracam do domu w piątek. To aż cztery dni, a jako prawdziwy sportowiec biegam cztery razy w tygodniu. Kusi wizja szklanek pełnych drinków w barach, upicia się pod Wawelem, włóczeniu się nocą po Plantach. I nie ukrywam - wizje te również należy spełnić. Ale nawet jeśli wracam z wyprawy o drugiej czy trzeciej w nocy, niestraszne jest mi wstanie o siódmej rano, właśnie po to, by biegać.
Obudziłem się dziś rano, przywdziałem swój strój superbohatera i ruszyłem w trasę. To mój pierwszy bieg w jakimkolwiek mieście w ogóle, a trafiłem od razu na Kraków. Normalnie mam odgórnie przygotowaną trasę po wioskach, lasach i polnych drogach, dlatego tutaj poczułem się trochę zagubiony. Gdzie mam ruszyć? W końcu jest tyle ulic, tyle dróg do wybrania.
I to właśnie tworzy zupełnie inne warunki do biegania niż w oddali od cywilizacji. Przed człowiekiem nagle jest tyle możliwości, że można spokojnie postawić na przypadek. I nagle skręcasz w uliczkę, która prowadzi Cię do miejsc zupełnie niewidocznych z innej perspektywy. Dziś pobiegłem właśnie losowo, znając tylko początek swojej trasy. Myślałem, że dotrę do jakiegoś zbiorowiska sklepów, widniejącego w oddali. Okazało się jednak, iż przecież tutaj nie jest tak łatwo o prostą drogę jak na łonie natury.
Biegnę, biegnę i nagle pojawia się przede mną rondo i kilka pagórków. Co robić, jak żyć? Zawróciłem i tym razem delikatnie skorygowałem swoją trasę. Znalazłem się w miejscu, gdzie samochody jeżdżą tylko w kierunku miejsc pracy ich kierowców, a piesi nie przechadzają się chodnikami ot tak - mają za to konkretny cel. Mało kogo celem jest jednak pobliski cmentarz. Dziś przez niego nie biegłem, ale jeszcze tam wrócę i to zmienię. Nie wiem, czy to "grzecznie", ale przecież nie wjadę na zakazanym stosownym znakiem rowerze.
Przez wsie możesz sobie biegać kompletnie bez celu, rozkoszując się w jakiś sposób naturą. W mieście jest zupełnie inaczej - tu w ciągu jednego dnia odkryłem miejsca, obok których koniecznie chciałbym pohasać. Jak już zamieszkam w Krakowie na stałe, jak najszybciej postaram się bić swoje rekordy przy Wawelu, u brzegu Wisły czy (mój najnowszy pomysł) przebiegając przez Galerię Krakowską. Tak, obok tych wszystkich sklepów i zdziwionych ludzi.
I choć czuć, że powietrze nie jest tu aż tak super czyste jak na moich dotychczasowych trasach, jest coś wyjątkowego w tym wszystkim, co powoduje, że po godzinie treningu nie byłem prawie w ogóle zmęczony. Może to z powodu nowości, jaką bieganie po mieście dla mnie jest, może to z możliwości tej losowości i docierania do tylu różnych miejsc. Miejsc, które nie wyglądałyby tak samo z perspektywy zwykłego pieszego. Bo, gdy biegasz, zwracasz uwagę na świat wokół zupełnie inaczej niż po prostu idąc.
To nie ja, ale to ponoć Kraków. Kazimierz. Źródło: Flickr.com |
Podoba mi się ostatnie zdanie. Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuń