Bezcenny

Pamiętacie "Kod Leonarda da Vinci"? Swego czasu książka ta zrobiła ogromny szum, zwłaszcza dzięki swojej (anty)reklamie ze strony Kościoła. Nie był to twór genialny, ale mimo wszystko całkiem wciągający i intrygujący. Sukces powieści Dana Browna zainteresował wielu innych pisarzy, przez co potem na rynku mogliśmy znaleźć "hity" pokroju "Kodu Szekspira". A teraz, dziesięć lat po wydaniu kontrowersyjnej książki, podobnej tematyki, pełnej wspaniałej sztuki i światowych spisków, dotyka pisarz polski.

VRR to skrót dotyczący trzech najważniejszych obrazów, jakie kiedykolwiek posiadała Polska w swych zbiorach. "Dama z gronostajem" Leonarda da Vinci, "Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" Rembrandta i "Portret młodzieńca" Rafaela. Te dwa pierwsze dzieła znajdują się w Muzeum Czartoryskich, ostatni obraz jednak nie został odnaleziony aż do dziś. Co by jednak było, gdyby nagle polski rząd wpadł na trop "Młodzieńca"? To właśnie ten temat podejmuje Zygmunt Miłoszewski w swoim "Bezcennym".

Książka zaczyna się naprawdę efektownie, bo... atakiem terrorystycznym. W Zakopanem. Na miejscu sytuację próbuje uratować polski agent Anatol Gmitruk, który potem trafia do nietypowej grupy. Wraz z niejaką Zofią Lorentz, urzędniczką zajmującą się odnajdywaniem ex-polskich dzieł sztuki, marszandem Karolem Boznańskim i szwedzką złodziejką Lisą Tolgfors, ma on za zadanie ruszyć tropem "Portretu młodzieńca" Rafaela. Na zlecenie samego premiera, którego kreacja definitywnie przypomina Donalda Tuska.

Podstawowe założenia sprawy Miłoszewski wymyślił sobie bardzo dobrze. Idzie nawet w to wszystko uwierzyć, dlatego aż z ciekawości sprawdzałem w czasie lektury książki postaci historyczne w niej się pojawiające. Wrażenie psuje trochę jedynie końcówka, kiedy to wydaję się, że autor trochę się zagalopował. Przyznać trzeba, iż lepiej wychodzi mu po prostu wkraczanie w świat sztuki, aniżeli ten polityczny.

Mimo tego, to wciąż bardzo dobra książka. Taka, która choć miejscami zalatuje motywami znanymi z bestsellerów tego typu, to nadająca na pewno świeżość rodzimej literaturze. Czasem jest zabawnie, czasem poważniej, zawsze jednak efektownie. Nawet wątek romantyczny nie jest zły, przynajmniej w porównaniu do tego, co ostatnio wyskrobał Clancy. Książka wciągająca i trochę poduczająca historii. Tylko pamiętajcie, by odróżniać od niej fikcję.

Chciałbym, by "Bezcenny" znalazł sobie miejsce na rynkach zachodnim, w tym amerykańskim. To taka książka w ich stylu, ale polana sosem polskości. Gdyby dostali ją do rąk dziennikarze największych gazet na świecie, na pewno by ją nieźle rozpromowali. Bo to tytuł... solidny. Solidny, zachodni, światowy. W sam raz na listy bestsellerów. 

0 komentarze: