Run, Majk, run!

Pomysł na ten wpis pojawił się u mnie prawie dokładnie dziesięć tygodni temu. Dlaczego akurat wtedy? Bo był to czas, kiedy postanowiłem wreszcie ogarnąć życie i popracować nad swoją formą. Codzienna jazda na rowerze przestała mi wystarczać, potrzebowałem dodatkowych bodźców sportowych. Padło na bieganie. W niedzielę zakończyłem pierwszy z dwóch etapów przygotowywania do bycia "prawdziwym" runnerem. Czas Wam trochę na ten temat opowiedzieć.

Na odpowiedni dla siebie program natrafiłem w serwisie Natemat.pl. Wydawał mi się on wyjątkowo rozsądny dla kompletnego laika w temacie. Rok wcześniej próbowałem swoich sił od razu na dużych dystansach, co ostatecznie skończyło się moją szybką klęską. Potrzebowałem więc programu, który dość powoli, lecz efektywnie wprowadzi mnie w ten świat.

Dziś jestem od biegania wręcz uzależniony. Nie jestem jednak typem człowieka, który szuka wszystkich możliwych informacji na temat poprawnego wykonywania tego sportu. Nie trzymam się żadnych sztywnych reguł związanych z posiłkami, rozciąganiem i tym podobnymi "bajerami". Po prostu biegam. Zainwestowałem w strój, buty i nie czuję żadnego niezadowolenia z mojej decyzji. 

Jeśli chcielibyście też biegać, ale nigdy nie mieliście motywacji, mam nadzieję, że uda mi się ją w Was w jakiś sposób zaszczepić. Niech wielkim wsparciem będzie fakt, że sam jestem chyba największym leniem ze wszystkich znanych mi osób. A mimo to wstaję specjalnie, by pobiegać, ustawiam sobie wszystkie inne zajęcia pod tę cholernie przyjemną czynność. Bo, choć teraz możecie mi nie wierzyć, bieganie daje ogromną masę funu i energii na cały dzień.

Ja biegam z samego rana, jeszcze przed śniadaniem, choć podobno nie jest to zbyt zdrowe. By jednak nie spalać mięśni, trzymam się ostatnio reguły, mówiącej o konieczności zjedzenia banana przed ruszeniem w trasę. Plusami biegania o siódmej czy ósmej, jest w moim przypadku brak kolki. Łapie mnie ona podczas biegania po jakimkolwiek większym posiłku, nawet jeśli odpocznę po nim ze dwie godziny. Poza tym, latem da się biegać tylko o dwóch porach - albo właśnie z samego rana, albo przy zachodzie słońca. Już o dziesiątej przed południem potrafi być cholernie gorąco.

Najtrudniej było mi ogarnąć sprawę rozciągania się. Jest wiele sprzecznych opinii - jedne mówią, że powinno się to robić jeszcze przed biegiem, inne, że może to doprowadzić do kontuzji. Ja, z czystego lenistwa, odpuszczam sobie jakiekolwiek ćwiczenia przed wysiłkiem. Robię za to około trzyminutowy zestaw rozciągający po bieganiu. Kilka skłonów, wymachów nogami i moje nogi serio czują się lepiej. Nie miałem jeszcze żadnej kontuzji, ani niczego ją przypominającego.

Tak jak wspomniałem, zainwestowałem również w odpowiedni strój. Możecie się teoretycznie bez niego obejść, ale na początek naprawdę warto zainwestować choćby w buty. Tym bardziej, że jeśli traficie dobrze, to załapiecie się na takie nie tylko dobre do biegania, ale i wyglądające całkiem w porządku. No i na pewno będą one cholernie wygodne. Ja wybrałem Nike Free Run +3 z podeszwą 5.0. Prawdopodobnie dostaną one oddzielną recenzję na blogu już wkrótce.

Pamiętajcie też, że jeśli już kupujecie buty do biegania, to niech będą to naprawdę buty do tego celu. Jeśli ktoś Wam mówi: "bierz Air Maxy" - nie słuchajcie go. Jasne, są one wygodniejsze niż większość normalnych sneakersów, ale to wciąż nie jest sprzęt stricte do biegania. Jeśli mowa o reszcie stroju, osobiście polecam ciuchy Nike z technologią Dri-FIT. W sklepach sportowych znajdziecie też spokojnie ich tańsze zamienniki, choćby od New Balance.

Pytanie, które zapewne wielu sobie zada od razu przy rozmyślaniu nad sensem biegania - czy dzięki temu da się schudnąć? Da. Trudno mi powiedzieć jednak, ile daje samo bieganie. Moje combo, w postaci biegania cztery razy tygodniu, jazdy na rowerze codziennie (średnio przez około godzinę) oraz zredukowania ilości spożywanego mniej zdrowego jedzenia, doprowadziło do tego, że w ciągu tych dziesięciu tygodni schudłem... około siedmiu kilo. Przyznam szczerze, że jestem pozytywnie zaskoczony, tym bardziej, że od początku traktowałem bieganie raczej jako usprawniacz formy. 

To tekst wprowadzający do tematyki biegowej (a może nawet i ogólnie sportowo-zdrowotnej) na blogu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, od teraz teksty na ten temat będą pojawiały się częściej. Prawdopodobnie wkrótce możecie spodziewać się recenzji wspomnianych już butów Nike Free Run +3 oraz listy kawałków, które dają powera przy uprawianiu jakiegokolwiek sportu. Co będzie dalej - zobaczymy :)

PS. Jeśli szukacie inspiracji książkowej, sięgnijcie po "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" Harukiego Murakamiego. Czytałem to już sporo czasu temu, więc nie wiem, czy pojawi się jakiś oddzielny artykuł poświęcony temu tytułowi.
Źródło: Flickr.com

0 komentarze: