Lesbijki, dawca spermy i dzieci z probówki - Wszystko w porządku?

Nie, to nie będzie tekst moralistyczny, religijny, czy naukowy. To po prostu opinia na temat filmu "Wszystko w porządku" (w oryginale "The Kids Are All Right". Nominowanego w 2011 roku do Oskara, zwycięzcę Złotych Globów w kategorii "komedia/musical" oraz za rolę Annette Bening. Liczyłem, że będzie to coś w rodzaju niedawno recenzowanego "Pół na pół". Ot taki przyjemny komediodramacik do piwka i popcornu. W sumie to się nie myliłem. Ale mimo tego trochę zawiodłem.

Film opowiada historię rodziny, której trzon stanowi lesbijska para - pielęgniarka Nic (wspomniana wcześniej Annette Bening) oraz "ogrodniczka" Jules (Julianne Moore). Zapłodniły się one in vitro, dzięki czemu wydały na świat dwójkę dzieci - Joni (Mia Wasikowska, grała Alicję w burtonowskiej adaptacji) oraz Lasera (Josh Hutcherson). Pewnego dnia dzieciaki postanawiają poznać swojego biologicznego ojca. Okazuje się nim niejaki Paul (Mark Ruffalo), który dość szybko zdobywa uznanie wśród większości rodziny. Spotkanie, wspólne wypady, obiady - czysta sielanka. Jak to jednak zwykle w filmach bywa, w pewnym momencie przestaje być tak różowo.

Najpierw do twórców leci props za bardzo dobry dobór aktorów. Odtwórczynie głównych ról wyglądają jak rasowe lesby i świetnie pasują do głównych bohaterek. Bardzo dobrze i przekonująco grają, choć czasem ich miny przypominają aktorów "Trudnych Spraw" próbujących się nad wyraz dramatycznie zaprezentować. Plus leci również dla Marka Ruffalo. A dzieciaki? Zagrały jak to im podobni - czasem sztucznie, czasem w miarę okej. Chociaż bywa, że twarz Wasikowskiej ma tak cholernie dziwaczny wyraz, że ma się ochotę wyłączyć film. Jakby była nieźle na haju i cieszyła się z przywalenia jej w twarz gorącym żelazkiem.

Scenariusz jest naprawdę ciekawie napisany. Można było z tego zrobić romansidło, a udał się komediodramat pokazujący problemy rodziny - nie tylko homoseksualnej, ale każdej. Niezrozumienie jej członków wobec siebie, stawanie wobec ciężkich wyborów, nadmierna troska o dzieci i rzeczy, o których nie będę wspominać, bo stanowiłyby mocny spoiler. Szkoda, że tak słabo zaprezentowano problemy dzieciaków z ich rówieśnikami. U Lasera wypada to nie tak źle, ale historia Joni toczy się trochę "z dupy". No i końcówka jest tragiczna. Paul został kompletnie zlany i nie wiemy jak wyglądała jego dalsza sytuacja. Szkoda mi go trochę. Sam się sobie dziwię. Uśmiech lesbijek jeszcze bardziej mnie dobił. Paula pewnie też. "Wszystko w porządku".

Jest kilka dobrych momentów, film ogląda się przyjemnie, jest niewymagający i luźny. Ale na pewno nie na poziomie jakiejkolwiek prestiżowej nagrody. Jeśli jest jakiś powód, dla którego "Wszystko w porządku" otrzymało wszelkie odznaczenia, to widzę jeden - współczesny i "nowoczesny" temat. Nic w sumie nie mam do lesbijek, dawców spermy i tego całego in vitro. Ale czy naprawdę poruszenie takiej tematyki musi wybić średni film do kanonu najważniejszych tworów roku? Obejrzyjcie jak nie macie innego pomysłu. Ostatnio o wiele bardziej podobał mi się "Pół na pół".

(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)

1 komentarz:

  1. 50/50, dobry film o walce z rakiem.
    Natomiast co do wyżej opisanego: takich filmów jest wiele; obsypanych nagrodami, wyróżnianych, za nic... Przypomnij sobie np. "Buntownika z wyboru".

    Jak dla mnie: średni film i bardzo średnia A. Bening.

    OdpowiedzUsuń