Przypadki

Na pomysł napisania tego wpisu wpadłem czytając opowiadanie "Przypadkowy podróżny" Harukiego Murakamiego ze zbioru "Ślepa wierzba i śpiąca kobieta". Wspominałem o nim w jednym z poprzednich tekstów i swoją drogą zbliżam się do jego skończenia, a więc zapewne coś skrobnę na ten temat na blogu w najbliższym czasie. Jeśli macie możliwość - przeczytajcie to niedługie opowiadanie przed przejściem do reszty wpisu. Nie jest to jednak konieczne.

Murakami opowiada w "Przypadkowym podróżnym" najpierw dwie historie ze swego życia, a następnie jedną, dłuższą, dotyczącą jego znajomego stroiciela pianin. Na moją chęć napisania dzisiejszego wpisu wpłynęły chyba jednak bardziej wydarzenia, których doświadczył sam autor. Pozwolę sobie je pokrótce streścić.

Pierwsza historia dotyczy pobytu Murakamiego na występie Tommy'ego Flanagana, amerykańskiego pianisty jazzowego. Był to ulubiony tego typu muzyk Japończyka, tym bardziej zasmucał go fakt, iż koncert nie miał w sobie "tego czegoś". Haruki marzył, by dla poprawienia całości Flanagan zagrał dwa bardzo rzadko wykonywane utwory - "Star-Crossed Lovers" oraz "Barbados". Wiedział, że nie ma żadnych szans, by muzyk podszedł do azjatyckiego pisarza i zapytał się o jego zdanie. Murakami z kolei, jak można wywnioskować, wstydził się podejść ot tak do idola. Tymczasem dwoma ostatnimi utworami zagranymi przez Flanagana były właśnie te wymarzone przez Japończyka. Ten z kolei "z kieliszkiem w ręku siedział jak oniemiały".

Druga opowieść również utrzymana jest w jazzowych klimatach i miała miejsce w okolicach pierwszego. Pewnego dnia Murakami nabył płytę "10 to 4 at the 5 Spot" (czyli "Za dziesięć czwarta w klubie 5 Spot"). W bardzo okazyjnej cenie. Gdy Haruki wychodził ze sklepu podszedł do niego młodzieniec i zapytał o godzinę. Nasz bohater spojrzał na zegarek i beznamiętnie odpowiedział "10 to 4". Dopiero po chwili zorientował się, co też mu się przytrafiło.

Zbiegi okoliczności. Jak sam Murakami zaznaczył - nie zmieniły one jego życia. Były po prostu ciekawym urozmaiceniem, w które nie każdy mu wierzył. Podobne historyjki, może i o mniejszej wadze, spotykają nas każdego. Na przykład gdy spytamy kogoś, czego właśnie słucha i okaże się, że tego samego wykonawcy, czy może nawet utworu, który grzmi właśnie w naszych słuchawkach. Albo gdy wypowiemy to samo słowo ze znajomym w tym samym czasie. Automatycznie na naszej twarzy pojawia się uśmiech. I choć takie wydarzenia nie zmieniają tak naprawdę nic w naszym życiu, urozmaicają je choć na chwilę. Nie musimy ich zapamiętać, mogą one poprawić nasz humor choćby na kilka sekund. Zawsze coś.

Są też większe przypadki, bardziej wpadające w pamięć. Lubię dawać dość tragiczne przykłady, więc o taki teraz się zaczepię. Czasem w mediach słyszymy wypowiedzi osób po jakiejś katastrofie, które mówią rzeczy w rodzaju: "miałam jechać tym pociągiem", "w ostatniej chwili z powodu choroby musiałam odwołać lot". Takie rzeczy ci ludzie zapamiętają na zawsze. Niektórych takie momenty mogą doprowadzić do choroby psychicznej, inni nawrócą się i zaczną dziękować Bogu za ocalenie.

Jedni sądzą, że to los z góry prowadzi ich przez tego typu sytuacje. Ja chyba w to nie wierzę. Czyste przypadki często tworzą w naszym życiu momenty radości, zadziwienia, czasem też jednak złości i smutku. Chciałbym kiedyś, by dotknęło mnie takie wydarzenie jak Murakamiego. Bym mógł przyjść do domu zadziwiony i napisać o tym wpis na blogu. Bym pamiętał o tym do końca życia. Bym miał przyjemną, dla wielu nadnaturalną, chwilę do wspominania.

(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)
Źródło: Flickr.com

0 komentarze: