Tede elliminuje

Kolejnym muzycznym pre-orderem złożonym przeze mnie w tym roku po nowym krążku Justina Timberlake'a, było dziesiąte wydawnictwo solowe Tedego - "Elliminati". Single zapowiadające album porządnie wstrząsnęły rapowym światkiem. Jeszcze przed premierą niektórzy orzekali, iż "król wrócił", inni powstrzymywali się z wydaniem takiej opinii do czasu przesłuchania całości. A jak ja widzę najnowszą płytę TDF'a? Czy było warto złożyć pre-order? Sprawdźcie dalszą część recenzji!

Tym razem odpuszczę sobie omawianie każdego kawałka z osobna, jak zrobiłem w przypadku płyty Timberlake'a. Dlaczego? Bo "Elliminati" zawiera łącznie... trzydzieści cztery utwory. Tak, dobrze czytacie. Tede ponownie postawił na wydawnictwo dwupłytowe i, co ciekawe, wciąż zostały mu odrzuty (ich lista krąży gdzieś w sieci). Jak sam Jacek mówi, przed wysłaniem płyty matki do tłoczni, trzeba było dokonać konkretnej selekcji kawałków. Na pierwszym cedeku dostajemy tym samym dziewiętnaście tracków (w tym jeden remiks) stricte bangerowych, cholernie bujających głową, zaś na drugim do czynienia mamy z piętnastoma utworami bardziej "rozkminkowymi", spokojniejszymi.
Wszystkich kawałków opisywać nie będę, ale nie mógłbym sobie odmówić wymienienia moich ulubionych. Z płyty pierwszej warto wyróżnić, poza singlami ("Mainstream", "Charlie S.", "Nie Banglasz", "Xenon"), w szczególności utwory "To Ja Twój Syn", "Easy Rider" z świetnie dobranym samplem wokalnym Sitka w refrenie oraz przeklimatyczny "R.O.Y". Nie można też zapomnieć o remiksie "Tak Się Robi Hip Hop 2", w którym oprócz gospodarza usłyszymy także Pelsona, Dioxa, Obiego, VNM'a oraz Numera Raza. 

W przypadku płyty numer dwa dostaliśmy przedpremierowo tylko dwa single. Mowa o "WWA Żegna", w którego produkcji wykorzystano żywe instrumenty oraz ciekawy koncepcyjnie "Blokk". Poza tymi dwoma utworami warto szczególnie przesłuchać "Oni Wiedzą" z featuringiem wspomnianego już wcześniej Sitka, najbardziej klimatyczny track na całym "Elliminati", czyli "Tulipan" oraz "Szklane Domy", o których już wspominałem na blogu.
Wymieniam tutaj swoje ulubione kawałki, ale tak naprawdę jest to zestawienie bardzo subiektywne. Ze wszystkich ponad trzydziestu kawałków raptem ze trzy uznałem za drobne zapychacze. Nie przeszkadzają one jednak tak, by nie dało się "Elliminati" puszczać na ripicie. Wszystko jest tu naprawdę solidne i nie zdziwię się, jeśli większość odrzutów również trzyma podobnie wysoki poziom.

Na co trzeba być przygotowanym przed odsłuchem "Elliminati"? Cóż, na pewno na to, że to wciąż ten sam dobry Tedzik. Próbuje on coś kombinować z flow, jest zdecydowanie kilka leveli wyżej niż w przypadku swoich starych płyt, ale to wciąż ten sam rap, który może się niektórym po prostu nie spodobać. Nawet jeśli TDF'a strawić nie możecie, warto mimo wszystko sprawdzić tę płytę. Dla bitów chociażby, które po prostu miażdżą. Sir Michu odwalił kawał porządnej roboty i stał się dzięki temu jednym z moich ulubionych producentów w Polsce. Odnajduje się świetnie w tworzeniu każdego możliwego podkładu - od tych bardziej niuskulowych, po bardziej klasyczne. 

Nie żałuję, że zamówiłem "Elliminati" przedpremierowo. Dostałem to, czego oczekiwałem i jestem z tego w pełni zadowolony. Wstrzymałbym się od nazywania tego krążka na starcie "płytą roku", ale zdecydowanie zgadzam się z samym jej twórcą, który stwierdził, że w stosunku do tego wydawnictwa, jego poprzednie można uznać za demówki. To najlepsza płyta Tedego do tej pory. Must-check.

0 komentarze: