Kilkadziesiąt minut temu do sieci trafił najnowszy trailer "Grand Theft Auto V". Więc... najpierw zobaczcie go sami:
Sam, gdy tylko zobaczyło informację o nim, od razu odpaliłem przycisk "play". Pieprzyć całą robotę, która na człowieka czeka, pieprzyć wszystkie obowiązki - jak jest coś związane z nowym GTA, to po prostu trzeba to sprawdzić NATYCHMIAST. Są ludzie, którzy czekają w tym roku najbardziej na konsole nowej generacji. Też jestem nimi zainteresowany, nie ukrywam. Nie zdziwię się, jeśli nowego Xboksa zgarnę w dniu premiery. Ale największym growym wydarzeniem tego roku jest wciąż dla mnie kolejne dzieło od Rockstar.
Odpaliłem wczoraj czwartą część tej słynnej serii. Aż się wierzyć nie chce, że miała ona premierę pięć lat temu. To ten czas aż tak szybko leci? Odpaliłem i zacząłem grać. Jest fajnie, bardzo miło i sympatycznie. Ale wiecie co? To jednak nie to samo, co te pięć lat temu. Do dziś pamiętam, jak niektórzy dostawali pre-ordery wcześniej ode mnie, inni mieli szybciej pirackie wersje, a ja wciąż czekałem na swoją płytkę. Wkurzenie sięgało zenitu.
Ale pewnego, jak dobrze pamiętam, dość pochmurnego dnia, powróciwszy do domu, zastałem tam czekającą na mnie paczkę. Chyba nawet obiadu nie tknąłem, tylko rzuciłem się, by jak najszybciej odpalić to cudo. A potem było "wow", a potem było jeszcze "łooooo jak Red", choć wtedy tego powiedzenia nie znałem. Czułem się tak, jakbym miał dostać na urodziny Ferrari i po miesiącach oczekiwania wreszcie do niego wsiadłem. Serio.
Teraz, gdy podchodzę do tego tytułu po raz któryś z kolei, wciąż czuję pewnego rodzaju magię, ale to jednak nie to samo co za pierwszym razem. Zresztą ostatnio mało miałem takich odczuć wobec gier. Każde kolejne "Asasyny", "Call of Duty" czy inne "Girsy" wyglądają tak samo. Ale wiem, że przy piątym "Grand Theft Auto" to się zmieni. Wiem, że rozerwę wręcz dostarczony mi pre-order, rozsiądę się wygodnie w fotelu i będę się rozkoszował całością.
A jest na co czekać. Nowy trailer zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jest - jak to mówił Cliffy Blesziński - "bigger, better and more badass". Nie wiem, co robi tu więcej: grafika (odpalcie "czwórkę" i porównajcie, niedowiarki), zajawki scenariusza, klimat, a może... muzyka? Chłopaki z Rockstar zawsze przygotowywali zajebiste, kultowe soundtracki. Ale tutaj przy "Radio Ga Ga" Queen i "Hood Gone Love It" Jay Rocka po prostu odpływam.
Uwierzcie mi, GTA V zniszczy. Czekam z wiadomo czym, wiadomo gdzie.
0 komentarze: