"Indie Game: The Movie" udało mi się zgarnąć przy okazji jednej z akcji z cyklu "Humble Bundle". Cyfrowa wersja filmu leżała na moim dysku długie miesiące, bo jakoś nigdy nie miałem ochoty na obejrzenie akurat jego. Powszechnie wiadomo, że nie każdy dokument stoi na poziomie "Sugar Mana" czy "Jiro Dreams of Sushi" i czasem nawet dobry temat może nie zostać wystarczająco dobrze wykorzystany. Wreszcie jednak przełamałem się i sięgnąłem po "Indie Game: The Movie". Jak produkcja ta wypadła w moich oczach?
Zacznijmy od podstaw. Tak jak wspomniałem, mamy do czynienia z filmem dokumentalnym, jego tytuł wskazuje zaś na tematykę - niezależnie gry wideo (gry indie). Scenariusz opowiada zasadniczo historię czterech osób. Pierwsza z nich to Jonathan Blow, twórca słynnego w kręgach growych "Braida". Wywiad z nim został przeprowadzony już po wydaniu jego kultowego tworu, dzięki czemu możemy posłuchać między innymi o tym, jak zareagował on na pozytywne oceny graczy.
Kolejni bohaterowie to duet Edmund McMillen oraz Tommy Refenes, autorzy bardzo ciepło przyjętej platformówki "Super Meat Boy". W ich przypadku śledzimy bardzo długi okres czasu, począwszy od tworzenia gry, przez ostatnie szlify, aż po wydanie całości na Xbox Live Arcade. Ich historia chyba najbardziej przypadła mi do gustu. Ostatnim ogniwem filmu jest Phil Fish, twórca długo oczekiwanego "Feza". W "Indie Game: The Movie" śledzimy szczególnie walkę jego twórcy z byłym współpracownikiem, który po odejściu z firmy postanowił przeszkadzać dawnemu przyjacielowi w wydaniu projektu.
Film ukazuje twórców gier w indie w naprawdę nietypowy sposób. Po obejrzeniu filmu, miałem wrażenie, że są oni bardzo zamknięci w sobie, niezbyt otwarci na jakiekolwiek życie społeczne oraz żyjący w całkiem dużym stresie. Najnormalniejszym człowiekiem wydaje się tu Edmund McMillen z Team Meat, który wygląda na wyluzowanego, naturalnego typa. I nawet ma żonę. Grubą i brzydką, ale zawsze coś.
W przypadku takiego filmu pojawiają się w głowie dwa zasadnicze pytania. Pierwsze brzmi: "czy ten film jest dobry?". Odpowiedź brzmi: "jak najbardziej". Dość nudnawy dla niektórych temat, został świetnie wykorzystany jako scenariusz. Sam film jest zresztą nie tyle opowieścią o tworzeniu gier indie, ale raczej ich twórcach i dokładnym przedstawieniu ich zachowań. "Indie Game: The Movie" niejednokrotnie wywołuje na twarzy błogi uśmiech, by po chwili zamienić go w zdołowanie.
Drugie pytanie to: "czy ten film spodoba mi się, jeśli nie gram w gierki?". W tym przypadku odpowiedzi nie jestem do końca pewien, gdyż omawianą produkcję recenzuję z perspektywy gracza. Wydaje mi się jednak, że tytuł ten jak najbardziej może zainteresować osoby nie związane z branżą grową. Scenariusz robi tutaj bowiem lepsze wrażenie niż sama tematyka filmu.
Żałuję, że po "Indie Game: The Movie" sięgnąłem dopiero niedawno, przedkładając nań inne produkcje. Bałem się, że dostanę raczej nudny dokument o procesie tworzenia gier indie, a zostałem miło zaskoczony. To produkcja o żywych ludziach z krwi i kości, którzy są cholernie wciągnięci w ukochany przez siebie świat. Jeśli kiedyś twórcy filmu postanowią stworzyć jego kontynuację, podejdę do niego na pewno bez dotychczasowych uprzedzeń.
Idealny blog.
OdpowiedzUsuń